czwartek, 2 kwietnia 2020

Bosko-ludzkie poczucie humoru

      Podobno najlepszym dowodem na poczucie humoru Boga jest człowiek. Nie wnikajmy jednak tak głęboko w tajemnice stwórczej motywacji, żebyśmy nie przypominali scholastycznych teologów, którzy - jak opisywał Erazm z Rotterdamu - zastanawiają się, czy Chrystus mógłby przyjąć postać osła, albo dyni, albo kamienia i w jaki sposób jako dynia wygłaszałby kazania. Erazm oczywiście z właściwym sobie sarkazmem zdrowo przesadził, bowiem o dyni w rozważaniach scholastyków nigdy nie było mowy. Było o ośle. A tak na marginesie, z jakiegoś nieznanego mi powodu dynia niesie ze sobą dziwne humorystyczne konotacje, bowiem pewien wybitny detektyw, niejaki Hercules Poirot również miał z nią nieudane doświadczenia, o czym napisano w "Zabójstwie Rogera Acroyda". 
      Wracając do meritum, czyli zagadnienia Bożego poczucie humoru, niektórzy tego doświadczyli. Co prawda z różnymi skutkami.. Taki na przykład Savonarola, wydawałoby się Boży ulubieniec: głosił trzygodzinne kazania, piętnował wszelkie przejawy występku, palił stosy grzesznych książek, frywolnych lusterek, kart do gry, pogańskich obrazów i sprośnych grafik. Może nie sam osobiście podkładał ogień, ale miał w tym udział. Co najważniejsze, wzywał do nawrócenia głosząc rychły upadek grzesznego społeczeństwa. I trach! spełniło się. Pod murami Florencji stanął ze swoim wojskiem Karol VIII. Rzecz co prawda zakończyła się polubownie, ale wieść o ekscesach Savonaroli doszła do uszu papieża, który nałożył na niego ekskomunikę. Z kolei wkurzeni florenccy franciszkanie wyzwali Savonarolę i jego dominikańskich współbraci na sąd: niechże Bóg w próbie ognia rozsądzi, kto ma rację. I co miał zrobić biedny Bóg, patrząc na swoje krnąbrne owieczki?! No przecież któraś strona niechybnie spłonie. A najpewniej obie. No to znalazł wyjście salomonowe: w dniu sądu nasłał na Florencję oberwanie chmury. Czyli jednak Bóg uchronił swojego ulubieńca od kary? Nic z tych rzeczy. Zebrani tłumnie gapie się zdenerwowali, że im widowisko odwołano, Savonarolę i jego towarzyszy wytargali z klasztoru i oddali na tortury i sąd, którego skutek jest znany z historii: Savonarola został powieszony i spalony na stosie. Udało się Bogu ugasić ognisko, ale nie udało się ugasić ludzkich umysłów.
      Za interwencję Bożą poczytał także Luter wybawienie go z opresji podczas lipcowej burzy w 1505 r.  Chcąc wyrazić wdzięczność, wstąpił do zakonu augustianów. No i się zaczęło. Nie byłoby całej hecy z tezami przybijanymi na drzwiach kościoła, nie byłoby luteranizmu, nie byłoby niemieckiej Biblii, gdyby nie ten grom z nieba, który tak przeraził wtedy Lutra. Tak to właśnie na skutek lipcowej burzy nastąpił rozłam w zachodnim chrześcijaństwie, rozmnożyły się kościoły, a w burzliwych dziejach teologicznych sporów wyklinano się nawzajem z jednakową zaciekłością po obu stronach. Aliści był ktoś, kto zwaśnione strony pogodził  w jednym działaniu. Giordano Bruno bowiem został ekskomunikowany przez wszystkie odłamy: katolicki, luterański, anglikański i kalwiński. Wszystkich jednakowo nazywał głupcami. Niestety, większość ludzi nie ma na tyle poczucia humoru, by puścić taką obelgę płazem i Giordano spłonął na stosie. 
      Do końca za to wykazywał go Tomasz Morus, który na szafocie poprosił kata, aby mierzył dokładnie, bo ma krótką szyję. Ten mąż stanu, a obecnie także święty katolicki czczony także przez anglikanów, był duszą towarzystwa i autorem satyrycznych wierszy.  Mieszkańcy jego Utopii mogą przed ślubem zobaczyć się nawzajem nago, ale o swojej drugiej żonie żartobliwie mówił, że jest "niezupełnie piękna".  Nie poczucie humoru zaprowadziło go na szafot, lecz nawet tam humor ratował do przed naturalnym strachem przed śmiercią. Nic dziwnego, że to Morus stoi za inspiracją  "Pochwały głupoty" Erazma z Rotterdamu, a niektórzy twierdzą, że prawdziwym tytułem dzieła miała być "Pochwała Morusa".  Obaj przejawiali podobne poczucie humoru i satyryczne spojrzenie na świat, jednakże Erazmowi udało się, mimo oskarżeń o "zniesienie jajka, które Luter wysiedział", doczekać śmierci naturalnej. Inaczej było z jego dziełami. Był autorem wedle szacunków od 10 do 20% wszystkich książek, jakie były w obiegu pod koniec jego życia, ale dwadzieścia lat po śmierci wszystkie zostały wpisane na indeks ksiąg zakazanych. Można zrozumieć, że czytanie o sobie, że "pędzi się żywot jakiejś gąbki, zawsze do tego samego przyrosły miejsca", "albowiem słodko jest nie mieć rozumu" nie jest przyjemne i wzbudziło gniewne odruchy sprzeciwu, co jednak zawinił nieduży kieszonkowy podręcznik pisania listów, nie mam pojęcia. 
     

8 komentarzy:

  1. Bardzo ładny Ci ten pościk wyszedł !! I pouczający (jak zawsze)...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pouczają nas same dzieje... jeśli się tak zastanowić

      Usuń
  2. co my wiemy o własnej naturze, nie mówiąc już o Bożej?
    Myślisz, że Luter do drzwi przybił "Tezy" dla hecy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sądzisz, że był w stanie przewidzieć, do czego to doprowadzi?

      Usuń
    2. Myślę, że decyzję poprzedziły wnikliwe badania:)) i sondaże, jak by tego nie nazywał:))

      Usuń
    3. W sondaże szczerze wątpię :-)

      Usuń
  3. Zaczęłam się zastanawiać czy już teraz tracimy rozum czy to jeszcze przed nami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Optymistka z Ciebie:-) Uważasz, że kiedyś ten rozum mieliśmy?

      Usuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...