środa, 21 marca 2018

Serdeczne skojarzenia nieprzypadkowe

   
     Wiedziałam, podejrzewałam, oczekiwałam, ale miałam obawy. Obawy, czy nadmiar nostalgii mnie nie przytłoczy. No niestety, duchem, emocjami, kulturą i zamiłowaniem jestem stamtąd - z Kresów. Obawiam się, że gdybym stamtąd pochodziła dosłownie, w sensie genealogii rodowej, nie mogłabym ani czytać, ani pisać o "tamtej stronie". Na szczęście jeszcze mogę, choć bywa trudno i straszno, a najczęściej rozpaczno. Niepojęte powinowactwa myśli? Ducha? Emocji? Wszystkiego jednocześnie.
     Rzeczywiście, mieli rację Miłosz, Czapski i Stempowski. "Nadberezyńcy" Czarnyszewicza zachwycają, wzruszają, zniewalają i ściskają za gardło. Zdumiewają na przykład analogie do "Pana Tadeusza", jak opisy puszczy, florystyczne bogactwo, portrety zaściankowej schłopiałej szlachty, a przy tym ten rys unoszącego się nad wydarzeniami i bohaterami dyskretnego humoru narratora. Czytając jak Kościk, jeden z głównych bohaterów, będąc pod wpływem żalu wobec dziewczyny i wzmocniony trunkiem poturbował na weselu gości i doprowadził do totalnej awantury, żywcem się zajazd z "Pana Tadeusza" przypominał: "Tłocząc się wszyscy naraz gwałtownie, uczynili przy drzwiach ścisk, że ani wyrwać się z niego. Ale któryś wpadł na pomysł otwarcia okien - wypadali przez kilka otworów z domu, jak procą wyrzucani, wyrywali z płotu ostrokoły, łamali żerdzie, wykręcali z sań gołoble i biegli w stronę powietki, na czym świat stoi pomstując. Dochodzące stamtąd krzyki czyniły wrażenie, że tam rzną się nożami, mordują nawzajem, jak pogany dzikie". Podobnie niejaki Mieczyk Piotrowski skupia w sobie mądrość gromady w połączeniu z poczuciem godności, powagi i humoru zarazem. Z jednej strony przemyślnie zorganizował obronę Smolarni przed najazdem bandy Kurtopalca, a jednocześnie modlił się pod wąsem: " Matko Najświętsza! - szeptał Piotrowski - daj chamom zaślepienie i podsuń ich wszystkich ku nam, abyśmy bez rozlewu krwi im nosy przytrzeć!" A kiedy modlitwa została wysłuchana, zorganizował pokazowe przedstawienie z wieszaniem głównego herszta bandy, pod którym lina się zerwała - oczywiście  dlatego, że Mieczyk wcześniej linę przeciął nożem, o czym nikt nie wiedział. Ogłaszając wszem, że to znak, oznajmił, że napastnikom przebacza i mogą iść wolno.
      Niesamowity opis burzy równie gwałtownej, co i zakończonej równomiernym kilkugodzinnym deszczem jako żywo w licznych animizacjach i antropomorfizacjach przypomina także ten z epopei. Cudownie się czyta puszczając wodze wyobraźni: : "Naraz zerwał się wicher szalony; toczył po polu, słał ku samej ziemi żyto, wskakiwał na chlewy i gumna, kudłaczył  słomę, zrywał ze szczytów kostrzyce, rzucając ochłapami w górę, rozsypując na pył, wyrwał się w sady, chwytał za wierzchołki więzów i grusz wysokich, tarmosił nimi, jak pies wściekły, gwizdał, niósł się wirami po drodze, podejmując ćmę kurzawy. Na puszczę strach było patrzeć. Pochylone gwałtownym uderzeniem wichru kolosy cofały się gniewnym ruchem w tył, trząsły konarami, pomstując chmurze, wyły i trzęsły się febrycznie ze złości. Zdawało się - stado rozjuszonych niedźwiedzi ryczy. Miliony liści zerwanych i kurzawa zaćmiły niebo.
      Czarna tafla nawałnicy posuwała się coraz wyżej. Wnet wypłynęło z niej stado drobnych szarych obłoków i puściwszy się szybko naprzód, zasłoniło cały firmament. Za nimi ruszyły większe i ciemniejsze. Na dworze ciemność się uczyniła jak o północy. Chmura w świetle samej błyskawicy wydawała się jeszcze groźniejsza.
      I lunął deszcz. Zrazu burzliwymi falami kropel rzadkich, ale dużych, jak orzechy laskowe, lodowatych, z ogłuszającym trzaskiem piorunów, z gradem niebywałych rozmiarów i form; później nieco równiejszy, lasem słupów niebotycznych, zakrzywionych u dołu  żaglami wydętymi, o kroplach tak gęstych,  że oddech człowiekowi zabijało. W przeciągu kilkunastu minut potworzyły się w dolinach tak głębokie kałuże, że w niektórych brewna budowlane z łatwością mogłyby pływać.
      Lecz zaraz poświetlało nieco i ulewa zmieniła się w deszcz drobny, ciepły, łagodny - błogosławiony. Blisko trzech godzin padał bez ustanku, potem ustał".
...........................................
       I skończyłam. Mieli rację ci, którzy pisali, że to jedna z najważniejszych i najpiękniejszych powieści XX wieku. Najważniejszych, ponieważ jest ostatnim pisanym przez człowieka stamtąd literackim pożegnaniem z nadzieją na Polskę za Berezyną. Najpiękniejszych, ponieważ jest bardziej totalnym światem utraconym niż "Pan Tadeusz", bardziej autentycznym. Mickiewicz świadomie zamykał granice swoich ksiąg na zło tego świata i zło w człowieku. Czarnyszewicz konstruuje autentyczną gnidę moralną w osobie Jasia Łabana, którego działalność przynosi tragiczne skutki. Kryształowy bohater - Kazik Zdanowicz - zostaje rozstrzelany przez oddział rewolucjonistów, a Walka Tryzno umiera śmiercią męczeńską, najpierw wleczony pieszo za końmi, a potem umierający bezprzytomnie na saniach. Mickiewicz mógł zakończyć opowieść w momencie powszechnej euforii i nadziei na odzyskanie wolności. Czarnyszewicz nie mógł tego zrobić, zostawiając głównych bohaterów w środku śnieżnej zawiei, idących do Bobrujska, żegnając za sobą zaberezyńskie zaścianki, które nigdy nie będą już należały do Polski.
       Trudno wymienić nawet wszystkie nasuwające się w trakcie czytania analogie do Mickiewiczowskiej epopei  czy do sarmackiej tradycji Sienkiewiczowej "Trylogii". Przecież kiedy Mieczyk Piotrowski jedzie pomagać legionistom, podstępem rozbroiwszy sześciu (?) bolszewików i zabiwszy jednego oficera, chyba komisarza, a potem wdał się w bójkę z polskimi legionistami, którzy wzięli go za zdrajcę, po wyjaśnieniu pomyłki i oddaniu wielkich usług polskiemu wojsku służąc za przewodnika w okolicznych borach, dowiedziawszy się na koniec, że odgórnym rozkazem wojsko wycofuje się zamiast iść na Dniepr, rozpacza pod drzewem płacząc w kulbakę swego konia: "Oni wracają! Słyszysz ty kosiu?! Wracają nad Berezynę... Do nas znowu bolszewiki przyjdą... Nie będzie dla nas miejsca w Smolarni, nie będzie! Rozstać się przyjdzie z chatą, stajnią, gospodarką całą, pozostawić na sieroctwo Marylkę, Małgorzatę i wędrować w świat cudzy, jak starcy jakie, albo Cygany bezdomne. Zostaniemy - mnie żywemu bolszewiki pasy ze skóry zdzierać będą, słomą pod boki smalić, ciebie do wojska zabiorą i Żydy parszywe, kitajcy kose jeździć na tobie będą, albo ciężary różne wozić i knutem bić. Ot, co Gniadoszu kochany! I to bez żadnego powodu, bez żadnej przyczyny wracają..." - jako żywo przypomina Zagłobę w pełnej krasie.
        Najpierw myślałam, że Stach Bałaszewicz będzie głównym bohaterem całej powieści. Później jednak na pierwszy plan wysuwają się inni: Kościk Wasilewski, wspomniany tragicznie zabity Kazik Zdanowicz, od czasu do czasu na czoło wysuwa się przygodami - wprowadzając poniekąd, niejako mimochodem, element humorystyczny - Mieczyk Piotrowski, ale i z całej gromady Smolarni raz po raz ktoś się wyróżnia, i Kantyczka po śmierci Zdanowicza bijący bez umiaru w dzwony "aż Bóg ześle mu skonanie i duszę odprawi na męki do czyśca", i stary Wasilewski, który co raz dowiadując się, w jaką awanturę wdał się jego syn, za każdym razem obiecuje mu gnaty połamać, stary Huszcza, uczestnik wojny tureckiej, wiecznie przedrzeźniający Kantyczkę za jego nadmierną pobożność... Postacie kobiece, chociaż w tle, mają wyraziste rysy, począwszy od ukochanej Kościka, Karusi, którą poznajemy jako podlotka i obserwujemy jak przeobraża się w świadomą patriotkę wspierającą ukochanego w walce o wolność Polski; Hańki - najstarszej córki Piotrowskiego - która w dzień ślubu oznajmia, że zrywa z narzeczonym, ślubu nie będzie, a ojcu każe wypłacić rodzinie niedoszłego męża odszkodowanie (co prawda awantura została zażegnana, ale Hańka pokazała swój charakterek nie tylko w tym momencie); starej Zdanowiczowej, która czy syn wraca, czy odjeżdża na wojnę, zawsze znajduje okazję do głośnych lamentów, kiedy jednak po śmierci syna prawie sama traci zmysły z rozpaczy, umie zdobyć się na wielkoduszne pocieszanie dwóch rodzonych sióstr zdrajcy, za którego przyczyną jej syn zginął, po siedmioletnią Wikcię Bałaszewiczównę recytującą z pamięci siedmiostronicowy wierszowany poemat ku czci bohaterów ojczyzny i pamięci zamordowanego Kazika Zdanowicza.
        Podobieństwa, skojarzenia, tęsknoty za czymś dobrze znanym, a minionym... Jodła Jadwiga i dąb Chrobry w głębi nadberezyńskiej puszczy; wiosna tak bujna, jakiej najstarsi ludzie nie pamiętali, odkąd Smolarnia powstała, na wzór owego roku "kto ciebie widział w naszym kraju", i przypadkowe, choć wymuszone okolicznościami "pro publico bono" na zdrajcy wykonane kończące powieść, mnogość kodów kulturowych - czy czytelnych dla młodego pokolenia? śmiem wątpić - przysłania nawet najbardziej zabawne fragmenty, jak ten, gdy bolszewicki komisarz Misza zapałał afektem do Stacha Bałaszewicza przebranego za kobietę i biedny tajny wywiadowca polskiego wojska musiał bronić się rozpaczliwie  niemal dusząc w łóżku niedoszłego amatora "babskich" wdzięków ;-)  Przerażenie zaś Stacha było tym większe, że zmyślał jak najęty, jak to kiedyś pewien Pietka "ją" zbałamucił i porzucił, a komisarz Misza po kilku kielichach zaczął twierdzić, że to on właśnie jest tym parszywym Pietką i teraz bardzo ją - znaczy przebranego Stacha za to przeprasza i chce naprawić dawny błąd.
      Dobra, nie będzie więcej spoilerów ;-) Przeczytać warto, trzeba, powinno się. Ale jest mi tak smutno...

Mapę znalazłam ;-)

4 komentarze:

  1. Pisałam Ci, że mam. Najpierw, kiedy listonosz przyniósł książkę, J.wziął ją do reki, posadził przy sobie psa, i nie odpuścił, póki nie skończył. Po wszystkich zawirowaniach w końcu i ja , ale się boję utopić przed świętami:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, proszę Pani, że ta lektura to jak rekolekcje, w sam raz na przedświąteczny czas ;-) Przeczytałam za szybko, będę wracać do wielu fragmentów. Na razie uspokajam emocje.

      Usuń
  2. J. prosi o kupienie pozostałych książek autora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a ja się boję, bo to zbyt targająca sercem lektura

      Usuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...