Rozjeździłam się ostatnio... Carnaval Sztukmistrzów w Lublinie, Gryczaki w Janowie Lubelskim, Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie, a tu nagle pojawiła się jeszcze impreza spoza kalendarzowego spisu (SPIS TUTAJ). Lojalnie w komentarzu uprzedziłam, że mam i będzie tego więcej, tylko nie chciałam przeładować i wystraszyć nadmiarem. Ale że udało mi się dojechać i wysiedzieć, choć aura odstraszyła wielu gwałtownym deszczem, wypada słów parę o Festiwalu Kultur w Biłgoraju napisać.
To już dziewiąta edycja festiwalu, na którym prezentują się lokalne zespoły taneczno-muzyczno-śpiewające oraz zespoły zagraniczne, za każdym razem z innych stron świata. Festiwal zaplanowany został na trzy dni: 12 - 14 sierpnia, a że dysponowałam tylko jednym wolnym wieczorem, w piątek 12 sierpnia, to o piątkowym koncercie będzie mowa.
Zaczął się pechowo, ponieważ, jako się rzekło wyżej, deszcz pokrzyżował plany uroczystego otwarcia na Rynku i przemarszu zespołów na plac koncertowy, gdzie miały się zaprezentować przed publicznością na wolnym powietrzu na scenie letniej. Trudno i szczęśliwie zarazem, że organizatorzy podjęli decyzję o przeniesieniu do sali widowiskowej Biłgorajskiego Centrum Kultury.
Uczciwie przyznaję, że tak naprawdę poszłam na dwa zespoły: jeden z bliska, drugi z egzotycznej Ameryki Południowej. Z bliska, czyli z Nowowołyńska w Ukrainie, a z daleka to zespół z Bogoty, stolicy Kolumbii. Swoją drogą to zastanawiające, że w czwartek kupowałam na specjalne zamówienie w Palarni Galicya kawę z Kolumbii zupełnie nie wiedząc, że następnego dnia wieczorem poznam na żywo także kolumbijski folklor taneczny. Jak się okazuje, nazwy, kraje, a może kultury lubią pojawiać się seriami. Wracając zaś do Festiwalu Kultur, oba zespoły zaprezentowały się w kilku odsłonach.
Ukraińskie trio śpiewacze Łabędzie skrzydło (Лебедине крило) zaśpiewało najpierw kilka piosenek z dość rytmicznym podkładem muzycznym. Już myślałam, że to tak do końca jakiś pseudofolk będzie, ale później panie śpiewały ukraińskie pieśni ludowe a`capella. Dopiero wtedy pokazały, co potrafią. Wspaniałe głosy, śpiew wielogłosowy, wołyńska rzewność, stepowy Kozak, na którego czeka dziewczyna, eh! Jaka szkoda, że nie znalazłam profesjonalnych nagrań na YouTube. Są jakieś, ale albo amatorskie, albo zupełnie inne pieśni, albo inny skład zespołu, co nie daje wyobrażenia tego, co słyszeliśmy w piątek.
Zespół z Kolumbii prezentuje w zasadzie jedną z wielu latynoamerykańskich szkół tańca. Nazywa się Compañía Artística y Cultural Sintana. W skład wchodzi zespół grający na różnych ludowych i nieludowych instrumentach, był np. fantastyczny saksofon. Członkowie tego zespołu także śpiewają. Do tego zespół taneczny, należałoby powiedzieć: wirująco-taneczno-teatralny. W taniec wplecione są fragmenty teatralne, coś takiego widzimy w repertuarze naszych zespołów ludowych "Mazowsze" i Śląsk". W wykonaniu Sintany był i taniec ludowy, bardzo podobał mi się taki jakby chodzony (tańczą na bosaka), i zwariowane rytmy karnawałowe, i też w duchu karnawałowym taniec kościotrupów. Na koniec niesamowity taniec podszyty teatralizacją, w którym tancerze w kolorowych olbrzymich kapeluszach właściwie nie wiem, co i kogo odgrywali, ale było komicznie. Ewidentnie świetnie się bawili, ustawiając się do zdjęć pomiędzy publicznością i robiąc głupie miny.
Poniżej próbka ich repertuaru ze strony na Facebooku, mam nadzieję, że się otwiera bez problemu:
Potężna dawka rozrywki...;o)
OdpowiedzUsuńDawka wakacyjna ;-)
OdpowiedzUsuńUkraińskie pieśni ludowe są piękne......wiem o tym.
OdpowiedzUsuńAle tych pieśni z Kolumbii w komórce nie mogę posłuchać..
Tu więcej tańca niż pieśni, a posłuchasz może, gdy wrócisz...
OdpowiedzUsuń