niedziela, 10 kwietnia 2022

Ukraiński kiermasz świąteczny

        

       Pamiątki z ukraińskiego jarmarku w Janowie Lubelskim.  Przed świętami w wielu miastach i mniejszych miejscowościach organizowane są świąteczne kiermasze. To już ostatni dzwonek, bo dziś Palmowa Niedziela przed Wielkim Tygodniem. Palmę zrobiłam sobie sama, ale jarmarki i kiermasze uwielbiam. Nawet tylko po to, żeby pochodzić. Nigdy jednak nie kończy się na samym oglądaniu. Tym razem było podobnie, choć zarazem całkiem inaczej. 
        Wystawiali się uchodźcy z Ukrainy, którzy znaleźli dach nad głową w Janowie i okolicy. Asortyment przeróżny, aż dziw, jak zdołali to wszystko zorganizować, przywieźć lub samodzielnie wykonać  w obecnych warunkach. Wśród prezentacji żywieniowych był np. ukraiński wędzony boczek. Kilka, kilkanaście przeróżnego rodzaju kanapeczek, ciasteczek oraz nalewka malinowa. Spróbowałam, a jakże! 
        Dla ducha zaś dzieła sztuki i rękodzieło. Wartość materialna nieoszacowana, ponieważ nie było cen. I na tym polegała różnica między tradycyjnymi kiermaszami czy jarmarkami, a tym dzisiejszym. Wszystko było do własnej wyceny kupujących. Pieniądze wrzucało się do skrzynki, nikt nie przeliczał. A było w czym wybierać: obrazy olejne, pastelowe, wyszywane, cekinowe i ze wstążeczek (zapewne ma to jakąś nazwę, ale nie wiem); obok pojedyncze wyroby z ceramiki, glinki i fantazyjne wytwory z ziaren kawy; obok serwety z ludowym haftem ukraińskim, chusty z frędzlami, torebki; obok biżuteria - pięknie zapakowane zestawy; obok pierniki lukrowane i podwójne jak markizy; obok świece woskowe w różnych kształtach z węzy; obok różności nie do obejrzenia, bo trzeba by spędzić tam kilka godzin na przyglądaniu się. Ludzie, mieszkańcy miasta i okolic, częstowali się, rozmawiali, oglądali, podziwiali pomysły i finezyjne wykonanie, rozmach artystyczny i słuchali opowieści. Co rusz ktoś odchodził z obrazem, chustą, obrusem lub świąteczną kartką. Były bowiem ręcznie wyklejane świąteczne wielkanocne kartki. Akurat potrzebowałam, więc i ja wybrałam. A poza tym to, co powyżej na zdjęciach. 
          Był więc kiermasz, jak co roku świąteczny, wielkanocny. Ale zupełnie inny. Przyjemność podziwiania wielu talentów połączona z realną pomocą ludziom, którym świat się zawalił na głowę.  A mimo to uśmiechali się i życzliwie zapraszali do poczęstunku, wielkodusznie zdając się na hojność oglądających i kupujących. Naprawdę nikt nie sprawdzał, ile kto daje do puszki. Ceny były ustalane przez kupujących, ile kto miał, chciał, mógł, tyle dał.
           Wiem, że zdjęcia nie wyszły mi zbyt wyraźnie, ale ile kosztowałby taki obraz lub ta torebka z ręcznie robionego filcu na zwykłym regionalnym ludowym kiermaszu? 

PS Warszawiaków i dysponujących czasem zachęcam do wybrania się na Nadzwyczajny Koncert Kijowskiej Orkiestry Symfonicznej, która od wizyty w Warszawie rozpoczyna swoje tournee po Europie. Niestety, mieszkam za daleko i obowiązki zawodowe nie pozwolą mi być na tym koncercie. 



4 komentarze:

  1. Dziękuję za namiary na ten Koncert. Bardzo możliwe że uda mi się wybrać....

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli są jeszcze bilety, to chyba nie powinno być problemu, ktoś znajomy kupował zdaje się przedwczoraj...

    OdpowiedzUsuń
  3. Na koncert mam za daleko...Kiermaszu nie zaliczyłam, bo obrabiałam "hektary"...Ale mam w zasobach komplet cudnych serwetek, który kiedyś w darze otrzymałam od zaprzyjaźnionej Ukrainki...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. I można je teraz wykorzystać na świątecznym stole...

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...