środa, 5 maja 2021

Tam, gdzie wrony zawracają

      Skoro czytam wydanie VIII z 2016 roku, a w 2018 roku było wydanie IX,  to najnowsze z marca tego roku jest wydanie X. Trzeba przyznać, że dziesięć wydań jednej książki w czasach zanikającego czytelnictwa to duże osiągnięcie. Nie wiem, ilu i jakich polskich autorów może liczyć na szersze niż niszowe zainteresowanie, nie licząc boomu na Tokarczuk spowodowanego Nagrodą Nobla. W każdym razie te dziesięć wydań dotyczy "Opowieści galicyjskich" Andrzeja Stasiuka. 

      Początkowo czyta się jak reportaż z dawnej PRL-owskiej i poPRL-owskiej prowincji: ruiny PGR-ów, knajpiane towarzystwo, wiocha biedy i nałogów, bezrobocie, twarde prawa przetrwania, rzężące autobusy. Z kolejnymi rozdziałami zaciera się granica między tym, co realne,  a tym, co niepochwytne, co może jest mistyką miejsca, a może zwykłym majaczeniem pijaczka. Trudno rozstrzygnąć. Coraz więcej zagadek, nierozwiązanych tajemnic, w tym kryminalny wątku. Ktoś okradł, ktoś zabił, ktoś podpalił, a tajemnicza dusza Kościejnego, który na przepustce z więzienia zamarzł (?) na śmierć błąka się ani tu, ani tam nie znajdując ukojenia. Przez nikogo niewidziany chodzi po okolicy, zagląda do domów, przysłuchuje się rozmowom, przesiaduje jak za życia w knajpie, obserwuje jak ksiądz na plebanii je obiad, odwiedza Rudego Sierżanta na posterunku. A jednak jest ktoś, kto Kościejnego widzi: to Irka, barmanka w knajpie i właśnie Rudy Sierżant, który jest niewierzący. I to Sierżant zamawia mszę za Kościejnego, chociaż nie wierzy, ale dusza Kościejnego obiecała mu, że zdradzi, co naprawdę się wydarzyło, bo Gacek siedzi niewinnie w więzieniu. Na mszę Sierżant sprowadza całe knajpiane towarzystwo. Pijane, w tych swoich szarych, zmiętych ubraniach, nieogolone. Kościejny stoi przed ołtarzem i jest zadowolony. Koniec opowieści.

     Spomiędzy splątanych wątków wyłania się duszna atmosfera prowincjonalnej stagnacji. Stasiuk buduje mit miejsca, które trwa przez wieki niemal niezmienne, chociaż mijają lata i epoki. Granica między realnym a fantastyką jest nieostra, rzeczywista przestrzeń życia zyskuje dodatkowy wymiar mistyczny. Galicyjskie peryferia zagubione gdzieś między Duklą, Krosnem i Rymanowem z jednej strony są geograficznie wyznaczonym obszarem, w którym częstym punktem odniesienia jest górująca nad Duklą Cergowa, a z drugiej są miejscem Nigdzie i Wszędzie, w którym "nic nie chciało się wydarzyć, nic a nic. Strumień czasu wślizgiwał się między domami, toczył się przez rynek, omijał dwie ławki na krzyż, opływał ruinę ratusza, którą przez dwieście lat zdążył podmyć, zarazić butwieniem, opłukać z tynków i która miał pewnie w końcu ponieść jak powódź unosi rzeczy, lekkie, niepotrzebne i zapomniane."

      Oniryczne nocne przeobrażenia przypominają prozę Schulza, magiczna atmosfera z pogranicza realizmu i fantazji przenoszą bohaterów i ich świat w przestrzeń mitu podobnie jak w "Prawieku" Olgi Tokarczuk. Stasiuk nie jest jednak ani Schulzem, ani Tokarczuk. Jest pisarzem osobnym i osobliwym. Mnie jego proza odpowiada. 

Andrzej Stasiuk, "Opowieści galicyjskie", wyd. VIII, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016. 


2 komentarze:

  1. I mnie bardzo odpowiada proza Stasiuka.
    Czytałam "Wschód" i "Kroniki beskidzkie".

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż czytam coś nowego, a on coś nowego pisze, trudno za nim nadążyć, zwłaszcza gdy ma się zaległości w tytułach dawniejszych

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...