piątek, 7 lutego 2020

Widziałam Biblię Leopolity

     Czy to normalne, że podchodząc do gabloty, odczuwałam wzruszenie, patrząc zaś na pięknie wykaligrafowane strony,  na gotyckie inicjały oplecione delikatnymi zdobieniami, grafiki w większości powtórzone za Biblią Lutra (Wittenberga, 1534), miałam wrażenie, że oto stoję przed zmaterializowaną przeszłością? Biblia Leopolity, 1561 r., pierwsze pełne katolickie tłumaczenie Pisma Świętego dokonane z łacińskiej Wulgaty. Określenie "Leopolita" odnosi się do domniemanego tłumacza, ks. Jana Nicza, lwowianina, czyli właśnie Leopolity. Wiadomo, że był redaktorem drugiego wydania, być może pod tą skromną zasługą tylko ukrywał swoją właściwą rolę jednoosobowego tłumacza całości. Nazywa się ją także Biblią Szarffenbergowską od nazwiska zamawiających przekład krakowskich drukarzy Marka i Stanisława Szarffenbergów.
    Format in folio, a więc sporawa księga, do której rozłożenia i czytania potrzeba solidnego biurka, zawiera 284 drzeworyty. Egzamplarz eksponowany na wystawie "Wizerunki ludzi piszących - autorzy i ich dzieła" w Muzeum Emeryka Hutten-Czapskiego w Krakowie otworzony był akurat na drzeworycie z postacią św. Łukasza Ewangelisty. Zgodnie z tradycją ikonograficzną po lewej stronie ryciny widzimy leżącego byczka. Na zasadzie kontrastu obok "Nowy Testament (...) z greckiego przetłumaczony", wydany przez Andrzeja Hunefelda w Gdańsku w 1633 roku  - wielkości dwóch zapałniczek. To akurat wydanie ewangelickie, któremu patronował Krzysztof Radziwiłł, książę na Birżach i Dubinkach. Czyżby pierwszy przykład druków miniaturowych, poręczniejszych w korzystaniu podczas podróży? Podobnie malutkim formatem okazuje się podręcznik sztuki pisania listów "Liber utilissimus..." Erazma z Rotterdamu z 1629 roku.  Chciałoby się wziąć książeczkę do kieszeni i pojechać w długą podróż.
     Tematem przewodnim wystawy są portrety. Na rycinach widzimy autorów lub bohaterów eksponownaych dzieł. Przede wszystkim ludzi piszących, dlatego i ukazanych np. z piórem w ręce jak św. Augustyn. Jego pióro jednak dziwnie przypomina zaostrzony gwóźdź. Zdarzają się nawet pomyłki, np. fałszywy Jan Kochanowksi, gdy w rzeczywistości jest to portret Piotra Kochanowskiego. Kilka wizerunków jednej postaci pozwala na porównania. XVIII - wieczne profile Horacego w większości bardzo podobne, rzymski prosty nos, włosy krótkie. Wergiliusz na miedziorycie z 1796 roku również ukazany z profilu: nad czołem grzywka, włosy długimi lokami opadające na kark i plecy, prawie można go pomylić z kobietą, ale wieniec laurowy rozwiewa wątpliwości.

Dziwny Plutarch w arabskim zawoju na głowie - 1803 rok.


Z kolei Racine w typowo barokowej ogromnej peruce z długimi lokami. Siedemnastowieczny Seneka (1663) z bokobrodami i podbródkiem jako żywo przypomina Mickiewicza?! Samego Mickiewicza z najsłynniejszych wizerunków również możemy oglądać. Są portrety symboliczne, jak Hugona Grotiusa w medalionie, na którego dolnej krawędzi umieszczono czaszkę.


Wyjątkowym portretem okazuje się wizerunek Jana Heweliusza z 1673 roku. Został ukazany nie jako autor dzieła, ale uczony - znajduje się w swoim obserwatorium i właśnie dokonuje pomiarów ciał niebieskich. Ale nie to jest zdumiewające, lecz osoba stojąca obok -  to żona Heweliusza, która pomaga mu w jego astronomicznych badaniach. Podobnie jak on, stoi przy urządzeniu i identycznie spogląda przez nie.


Wspólnie prowadzą badania naukowe. Kobieta z równą pewnością siebie posługuje się skomplikowanym przyrządem. Naoczny dowód roli kobiet w historii nauki podpisywanej w większości wypadków nazwiskami tylko mężczyzn.

8 komentarzy:

  1. kobiety od zawsze, podobny przykład na podstawie "Pani Einstein".
    spożytkowałaś pięknie krakowski "wypad"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O pani Einstein czytałam już wiele lat temu, a tutaj mamy jeszcze wcześniejsze świadectwo. "Wypady" planuję drobiazgowo ;-)

      Usuń
  2. Twoje wzruszenia są absolutnie zrozumiałe...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite zaskoczenie...
    Chociaż nie powinnam się temu wcale dziwić.
    W sztuce prawie za wszystkimi wielkimi dziełami stały kobiety / w rzeżbie i w malarstwie/ o których nic się nie mówiło.
    To dlaczego by nie w nauce???
    I ja się wzruszyłam ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, że w nauce też. Ten portret Heweliusza z żoną w ogóle świetny. I świadczy o samym uczonym, który wspólnie z żoną prowadzi badania.

    OdpowiedzUsuń
  5. czy wiesz, kto malował Heweliusza?Tego Heweliusza, bo ulubionym portrecistą astronoma i browarnika był Andrzej Stech.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zadałaś mi pracę domową, ale znalazłam. Rycina ta pochodzi z głownego dzieła Heweliusza "Machinae coelestis pars prior", Gdańsk 1673 r. do której ryciny - w sumie 30 - wykonał Izaak Saal - jak się dobrze przyjrzeć i powiększyć zdjęcie, na dole zobaczyć można podpis. I rzeczywiście, Saal wykonał ryciny na podstawie rysunków Adnrzeja Stecha.

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...