piątek, 21 grudnia 2018

To jest wieczność

     Krótkie oktostychy zachwycają prostotą formy i języka rozpiętego między barokowym vanitas, romantycznym przenikaniem światów, Leśmianowską dotykalnością nieistnienia i kulturowo-filozoficznym kodem erudyty. Oktostychy, ale nie te Iwaszkiewicza, niesamowicie klasycznie zwarte w formie i treści. Także ośmiowersowe, zgodnie z nadrzędną zasadą organizacyjną, ale jakże świeże i żywe mimo wszechobecnej tamtyki śmierci. Paradoksalnie gdyby nie śmierć, nie byłoby życia:

Ile listków, a każdy powraca na wiosnę
I ja też tu listkami pośmiertnie wyrosnę

      Motyw powtórnego istnienia w innej fizycznej formie, w innym wcieleniu powtarza się tu wielokrotnie i nie dotyczy tylko człowieka. Kot marzy, żeby kiedyś wyrosnąć jako stokrotka. Dziwne sny Słowackiego, który się zastanawia, czy odżyje jako kos, czy raczej pnący groszek.
Obok zaś

Leży upiór - świeci jemu zimna gwiazda
W jego dłoniach czarne osy mają gniazda

Czasem nawet nie wiadomo czyje szczątki leżą, poeta może się tylko domyślać korzystając z wiedzy historycznej o losach kresowego pogranicza:

Tu moskiewska tam tatarska leży szczęka
Ciężko tutaj pracowała polska ręka

Nawet anonimowa czyjaś czaszka przysłużyć się może życiu:

... zaledwie wczoraj była pochowana
Wchodzi tam żuk wędrownik i mysz zabłąkana

Zajrzeli w oczodoły - krew spływa po ścianie
Ale może się komuś nada na mieszkanie

Tak się przydać pośmiertnie - to wypadek miły (,,,)

Bo nie ma śmierci ostatecznej, po śmierci toczy się życie a "z trumny zmarłej kochanki wychodzi kochanek".  Świat zawieszony pomiędzy bytem a niebytem: poczucie niepewności istnienia zaprząta puste czaszki, kwitnące pokrzywy i pasikoniki. Świat płacze, bo umiera wciąż, ale tak do końca "nie wie - jest martwy czy żywy".  I chociaż obrazy rozkładu, popiołu, a nawet oczekiwania martwego ciała na spalenie raz po raz oswajają czytelnika z nieuchronnością śmierci, na plan pierwszy w całym cyklu wysuwa się tęsknota do życia jako istnienia dla samego istnienia właściwego dla przyrody, jak w przepięknym oktostychu z mottem zaczerpniętym z Mickiewicza : "Uciec z duszą na listek..."

Być jak wysoka trawa z niekoszonej łąki
Jej źrenicą zobaczyć w błękicie skowronki

Być jak w zielonych liściach zielone ślimaki
I stamtąd dawać światu niewyraźne znaki

Jak czerwone jesienne jarzębiny grona
Jak tamta tu istnienia niewidzialna strona

Jesienią małe jeże karmić w nocy z ręki
Przyczepić się do życia jak bluszcz do sosenki

       Zauroczyły mnie utwory, których inspirację stanowiła muzyka. Poeta ujawnia te isnpiracje w tytułach i dokładniej nawet omawia w przypisach. Być może jeszcze jeden to przykład pierwotnej symbiozy poezji i muzyki. Nie ma sensu poszukiwać dosłownego przełożenia wartości muzycznych na poetyckie frazy, ale nie sposób nie dostrzec, że zachodzi tutaj ekwiwalentność emocji przez sztukę wywoływanych. Nawet więcej, wspólny kod kulturowy, w którym na równych prawach koegzystuje erudycyjna wiedza o tradycji i kulturze, z których się wywodzimy, oraz wspólne doświadczenia i przeżycia estetyczne. Tylko taki totalny odbiór daje szansę na intymny dialog pomiędzy czytelnikiem a autorem.

Mefisto walc

Ale kiedy nadejdzie ostatnia godzina!
Znów ten łopot! - diabelska krąży peleryna

Białe iskry spod ostróg spod podkówek lecą
W ciemności kocie oczy diabolicznie świecą

Mefisto walc! Witaj śmierci ale żegnaj smutku
Wprzód szybko potem wolniej całkiem powolutku

Życie gaśnie jak w nocy wystrzelona raca
Ciemność tańczy w ciemności ciemność się obraca

Przypis autora: Są cztery Mephisto waltzes Franza Liszta - lub może należałoby mówić o czterech fortepianowych wersjach tego samego pomysłu; ostatnia, nr 4, króciutka, to tylko niecałe trzy minuty.




       Patronują temu tomikowi klasyczne wzory poetyckie, topos dance macabre, motywy vanitas, brakowy turpizm, romantyczne czucie i wiara oraz Leśmianowski Znikomek; wśród inspiracji pojawiają się Piazzola, Liszt, Mozart, Haydn i Arriaga; poszczególne wiersze łączą się w konstelacjach z Nietzscheańskim "Wiecznym powrotem", japońskim smokiem, wachlarzem panny Mallarme, "Diabelskim marszem triumfalnym" Strawińskiego i tajemniczą śmiercią Skriabina oraz z kotem Filemonem. A najbardziej przemawia przez zebrane tu wiersze sama wieczność: wieczność życia i wieczność poezji.

Jarosław Marek Rymkiewicz: Metempsychoza. Druga księga oktostychów. Eviva L`Arte 2017. Warszawa.

2 komentarze:

  1. Gdyby nie Ty to nie wiedziałabym nawet że istnieje coś takiego jak oktostych....
    Musi to być rzeczywiście wyjątkowy tomik poezji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie tak dużo zacytowałam, żeby pokazać charakter tomiku. A oktostychy pisał Iwaszkiewicz już danwo temu i sądzę, że wiedziałaś o tym ;-)

      Usuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...