sobota, 2 lipca 2022

Portret pisarza

      Zdzisław Najder opracowując wybór korespondencji nadał jej tytuł "Conrad wśród swoich", ale uważam, że lepszy byłby inny: "Conrad w oczach swoich najbliższych".  Zbiór zawiera bowiem listy najbliższej rodziny, krewnych, przyjaciół Conrada oraz wspomnienia o nim. Nie ma listów samego Conrada.  Jedno jakieś pokwitowanie. Są listy pisane do niego oraz do innych osób o Conradzie wspominające. W ten sposób patrzymy na  Conrada oczami autorów listów,  ich sposób widzenia i przede wszystkim emocje łączące ich z głównym adresatem, czyli najpierw małym Konradkiem, a później kapitanem statku i pisarzem osiadłym w Anglii i tam zdobywającym renomę. Wyjątek stanowią dwa teksty: krótki "Memoriał Josepha Conrada-Korzeniowskiego w sprawie polskiej" oraz artykuł Elizy Orzeszkowej "Emigracja zdolności", w którym ostro ocenia fakt "ucieczki" Konrada od spraw polskich i pisania po angielsku. 

      Obszerna część pierwsza to przede wszystkim listy rodziców małego Konradka: Ewy z Bobrowskich Korzeniowskiej i Apolla Nałęcz Korzeniowskiego. Najpierw Ewa Korzeniowska ze swoich rodzinnych stron na Podolu pisze listy do męża, przebywającego w Warszawie. Apollonowi grozi aresztowanie, nie może wracać do domu, żona szykuje się do przeprowadzki do niego wraz z małym Konradkiem. Piękne słowa miłości, troski i ufności w przyszłość sprawiają, że listy są wzruszające. Dowiadujemy się z nich jak wyglądało życie Polaków pod zaborem rosyjskim, gdy powodem aresztowania mogło być śpiewanie pieśni patriotycznych w kościele. Po wyjeździe Ewy Korzeniewskiej z synem do męża do Warszawy nastąpiło dramatyczne aresztowanie Apollona, a następne skazanie obojga na przymusowe osiedlenie w Permie u podnóża Uralu. Jednakże w międzyczasie decyzja zostaje zmieniona i zostają wysłani do Wołogdy.  Mały Konradek ma wtedy 4 lata. Tu rozpoczyna się kolejna pula listów, tym razem pianych przez Apollona Korzeniowskiego do krewnych i przyjaciół. Opisuje w nich warunki pobytu na zesłaniu,  problemy zdrowotne żony, która zmarła w Czernihowie, dokąd pozwolono Korzeniowskim się przenieść w 1863 r. Konrad traci matkę mając osiem lat, ojciec odtąd wiele uwagi w listach poświęca synowi, martwiąc się o jego kształcenie i przyszłość. Ciekawie się czyta fragmenty mówiące na przykład o metodzie uczenia syna języków obcych. Z domowej edukacji Konrad wyniósł świetną znajomość francuskiego. Wkrótce zostają rozdzieleni, gdyż ze względu na chorobę mały Konrad trafia pod opiekę krewnych i dopiero po powrocie Apollona z zesłania ojciec i syn znowu zamieszkują razem. Najpierw we Lwowie, później w Krakowie, gdzie schorowany Apollo umiera 23 maja 1869 r. Konrad Korzeniowski w wieku niespełna dwunastu lat zostaje sierotą. Odtąd opiekę nad nim sprawują krewni z rodziny matki - Bobrowskich, w tym szczególnie wuj Tadeusz Bobrowski.

       Listy Tadeusza Bobrowskiego naświetlają stosunki między nim a siostrzeńcem w dosyć burzliwym okresie, gdy młody Konrad postanawia zostać marynarzem. Początkowe kroki na tej drodze nie zadowalają Bobrowskiego, który zdobywa się na długą listowną tyradę, w której rozlicza Konrada z grzechów młodości, trwonienia pieniędzy, awantury i próbę samobójczą.  Grozi, że przestanie finansować jego fanaberie i spłacać długi. W innym liście jednak, do kogo innego pisanym, przyznaje, że gdyby chodziło o jego własnego syna, to faktycznie tych długów by za niego nie płacił, ale do siostrzeńca ma jakiś inny szczególny stosunek i przez pamięć o swojej siostrze jest dla niego bardziej pobłażliwy.  Wspierał go do końca życia, z wielką radością i entuzjazmem przyjmuje wiadomość o zdaniu egzaminu na stopień kapitana brytyjskiej marynarki handlowej, cieszy się, gdy Konrad przyjeżdża po latach w odwiedziny. 

      Są jeszcze wspomnienia różnych osób,  przede wszystkim krewnych, jak Anieli Zagórskiej, tłumaczki jego powieści. We wspomnieniach tych Conrad jawi się jako człowiek nieco zagadkowy. Serdeczny, życzliwy, gościnny, ale też popadający w stany melancholii, niezbyt wylewny. Z jednej strony niezwykły gawędziarz, który fenomenalnie umiał opowiadać o swojej egzotycznej przeszłości, a z drugiej skrywający wiele tajemnic, których nie chciał zdradzać przed nikim. Nienawidził Rosjan do tego stopnia, że nie chciał podawać im ręki, z pewną redakcją zerwał współpracę, bo nie chciał współpracować z zatrudnionym w niej Rosjaninem. Był skrajnym pesymistą jeśli chodzi o wiarę w możliwość odzyskania przez Polskę niepodległości. Wyzwolenie więc Polski spod zaborów i pojawienie się kraju ojczystego na mapie było dla niego zaskakujące i silnie wstrząsające. Podobno rozmyślał o przeprowadzeniu się na stałe do Polski. 

      W całej książce nie ma listów samego Conrada.  Jest to więc portret, a raczej szereg portretów,  od dzieciństwa począwszy, kreślonych przez osoby, które w różnych etapach życia miały na niego wpływ lub zetknęły się z nim już jako znanym pisarzem. Są to wizerunki bardzo subiektywne, ale szczere pod względem emocjonalnym. Jedyny negatywny obraz znajduje się w artykule Eliza Orzeszkowej "Emigracja zdolności", w którym pisarka uznaje angielskojęzyczną twórczość Conrada  wręcz za zdradę polskości. Ale Orzeszkowa Conrada nie znała osobiście. Nikt, kto go znał, nie czynił mu takich wyrzutów.  Niemniej opinia ta mocno Conrada wzburzyła i oburzyła, gdyż nawet nie zgodził się, żeby Aniela Zagórska podrzuciła mu do czytania "Nad Niemnem". 

      Refleksja poza tematem, jaka pojawia się w trakcie lektury, dotyczy samej istoty epistolografii jako rodzaju komunikacji międzyludzkiej. Kiedyś ludzie po prostu umieli pisać listy. Osobiste, prywatne, życzliwe, pełne troski i zaufania. Z drugiej strony pisali - jak Bobrowski do młodego Konrada - w celach wychowawczych, stosując środki perswazji i dydaktyki. Patrząc na dzisiejszy zanik tej umiejętności, czuje się żal, że właściwie nie ma dzisiaj do kogo pisać prawdziwych listów. W smutnym żyjemy świecie, w którym nie ma ani okoliczności, ani adresata, do którego można by napisać: "Mój drogi, może i czasu Ci zabraknie na czytanie tego listu, a ja skończyć nie mogę. Jak oderwę się od Was, taki samotny zostanę, że nie miejcie mi za złe, iż bez granic gawędzę".

12 komentarzy:

  1. A listy miłosne ?? Cudo w każdym formacie...;o) Po latach można wspomnieć te emocje przy otwieraniu koperty, poczuć "zapach" czasu, wzruszyć się uczuciami...;o)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, też, ale zależy przez kogo pisane, bo te romantyczne są zbyt egzaltowane, trochę za dużo w nich retoryki, jednak i tutaj w listach Ewy Korzeniowskiej do męża widać tyle uczucia, a potem w jego listach o żonie, po jej śmierci, do końca nazywał ją w listach Niezapomnianą i nawet Wniebowziętą, wzruszające są...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten Conrad to nieźle namieszał. Niektórzy go bardzo nie lubią a inni uwielbiają. Autor wzbudza emocje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak, całe jego życie było nieźle zamieszane, ale też i nie jego tylko w tym zasługa, takie czasy były...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo szkoda, że teraz nie pisze się listów. Troszkę nie dziwie się Elizie Orzeszkowej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyjemnie by było od czasu do czasu otrzymać od kogoś list, dlaczego zarzuciliśmy ich pisanie?
    Orzeszkowa w tym przypadku nie miała racji, a skoro nie znała pisarza osobiście, nie powinna zabierać głosu

    OdpowiedzUsuń
  7. To z pewnością niezwykły portret pisarza....
    Zwrócił moja uwagę fakt że stworzył go słynny opozycjonista.
    A listów to już niestety chyba nikt nie pisze. Szkoda Wielka.

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie wiem, czy to nie jest zasługa autorów listów, a nie samego Najdera, który tutaj o samym Conradzie nic nie pisze, książka jest bowiem antologią wspomnień i listów, a z nich wyłania się portret pisarza i właśnie tak odebrałam je, czytając, wyobrażając sobie na ich podstawie kolejne etapy życia Conrada; może inny czytelnik odczytałby inaczej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście że tak. Ale Najder wybierając odpowiednie wspomnienia i listy nastawił się na odpowiednie przedstawienie Conrada....

      Usuń
    2. Siłą rzeczy Najder wyboru dokonał z tego, co przetrwało; nie zachowały się bowiem listy Conrada do wuja spalone w 1917 roku w majątku Bobrowskiego Kazimierówce, ani inna korespondencja , która przepadła w latach II wojny światowej

      Usuń
  9. Jak się czyta stare listy ma się wrazenie, że sami pisarze żyli :). Druga sprawa, że choć rozmowy zapisane w sieci wydają sie twardsze niż papier to z perspektywy czasu przepadną i pewnie do niewielu sie dokopiemy i nie dowiemy się tyle co właśnie z takich listów.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli chodzi o to, co zapisane w sieci, mam od dawna wyrobione zdanie: wystarczy jeden większy wybuch na Słońcu i wszystko pierdyknie w niebyt; zresztą, nawet sami informatycy polecają: jeśli chcesz coś naprawdę zachować, bo ci na tym zależy, wydrukuj sobie i trzymaj na papierze

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...