wtorek, 14 czerwca 2022

600 lat obecności - szmat historii

       Bazylika z bliska wywiera wrażenie. Ogromna i majestatyczna. Podczas ostatniego pobytu w Krakowie postanowiłam pomiędzy koncertami a wystawami zmieścić krótką wycieczkę do Bazyliki Bożego Ciała, a przy okazji potrenować jazdę tramwajami, bo wciąż krakowskie linie komunikacyjne stanowią dla mnie zagadkę.  Tym bardziej, że nocleg miałam w hostelu blisko przystanku. 

        O samej bazylice i jej organowym wnętrzu pisałam przy innej okazji, tym razem zresztą nikt na organach nie grał. Już na piętnastowiecznych mapach i ilustracjach ogromna budowla wyróżnia się na tle zabudowań Kazimierza ufundowanego w 1335 r. przez Kazimierza Wielkiego jako miasta w pobliżu Krakowa. Już wkrótce, pięć lat później tenże król ufundował także nową świątynię pod wezwaniem Bożego Ciała, która początkowo opiekowali się franciszkanie. W 1405 r. Władysław Jagiełło sprowadził i osadził na Kazimierzu Zakon Kanoników Regularnych Laterańskich, którzy urzędują tam do dzisiaj. 

       Sześćset lat obecności w wiekowych murach może przytłaczać. Historia wyziera z niemal każdego miejsca: z gotyckich witraży, siedemnastowiecznych obrazów Dolabelli i bogato zdobionych drewnianych stalli kanonickich w prezbiterium,  barokowego łuku tęczowego zwieńczonego przejmującym krucyfiksem, z osiemnastowiecznej ambony w kształcie łodzi unoszącej się na falach morza, na zewnątrz zaś z siedemnastowiecznego Ogrójca, przy którym odbywały się Misteria Pasyjne w czasie Wielkiego Tygodnia. Dwie toskańskie kolumienki po dwóch stronach portalu wejściowego do Ogrójca mają w zwieńczeniu wdzięczne dzbanuszki.

        Przede wszystkim zaś mury.... Wysokie, gotycko wzrastające w niebo, wydają się zahaczać o chmury. Z bliska widać harmonijne wzory cegieł w ciemniejszym kolorze, wkomponowanych schodkowo w przeważające czerwone ścian. Wzór to wznosi się, to opada, rozgałęzia i spiętrza ku dachowi. Obchodząc korpus bazyliki przechodzi się pod arkadą łączącą bazylikę z klasztorem. Niegdyś musiały tędy przechodzić olbrzymie procesje, niestety obecnie przejście między kruchtą kościoła a okalającym murem sprawia wrażenie zbyt wąskiego na przemarsz procesyjny, chociaż, jak pokazują różne zdjęcia archiwalne, procesje tędy się odbywają. 

       Obchodząc dookoła bazylikę myślałam o tych tysiącach stóp, które już tędy przeszły przez setki lat. O tym, że stulecia mijają, a niebotyczne gotyckie mury nadal zahaczają o chmury jakby chciały je zatrzymać na chwilę, mówiąc: "Wy płyniecie w nieskończoność, a ja tutaj trwam na tym samym miejscu, choć wokół tak bardzo zmienił się świat".

6 komentarzy:

  1. Ostatni raz tramwajem w Krakowie jechałam...Ponad trzydzieści lat temu...;o)

    OdpowiedzUsuń
  2. To byłoby więc jak niemal całkiem nowe doświadczenie!... Mimo wszystko uważam, że poruszanie się miejską komunikacją, gdziekolwiek się jest, sprzyja wchłanianiu otoczenia, poznawaniu go całościowo, otwiera bardziej oczy na rzeczy ... inne niż znaki drogowe

    OdpowiedzUsuń
  3. I znowu u Ciebie Notario dowiaduję się ciekawych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę bardzo, sama się dowiaduję, gdy zwiedzam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jazda tramwajem po Krakowie to zupełnie coś innego od jazdy tramwajem w Warszawie. Ma niewątpliwie inne znaczenie. A gotycki kościół o którym piszesz jest wyjątkowo piekny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gotyk zawsze wywiera wrażenie, dobrze, że mamy chociaż kilka takich budowli w kraju

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...