poniedziałek, 14 lutego 2022

O powinowactwie sztuk według Mario Praza

        Mario Praz w "Mnemosyne", zgodnie z podtytułem "Rzecz o powinowactwie literatury i sztuk plastycznych", omawia analogie między utworami literackimi a malarstwem, rzeźbą i architekturą. Przestrzega przy tym przed powszechnym błędem naiwnego zestawiania tematów czy motywów obecnych w danej epoce. Dość ostro krytykuje podejście niektórych badaczy koncentrujących się na powierzchownych podobieństwach, w wyniku których błędnie dopatrują się na przykład paraleli między opisem jazdy powozem w "Pani Bovary" a promenadą powozów na obrazie Renoira "Wiosna na Wielkich Bulwarach". Autor dowodzi, że owszem, ta scena ma swoje odpowiedniki w malarstwie, ale będą to raczej XIX-wieczne obrazki rodzajowe lub "Niewidoma dziewczyna" Millaisa. Istotą powinowactwa sztuk nie jest bowiem wspólna tematyka, lecz "jednakowa intencja ekspresywna, jednakowa poetyka,  której towarzyszy pokrewna technika instrumentacji".  Miarą powinowactwa jest przede wszystkim oddziaływanie dziel sztuki: "wzruszenie widza jest w dużej mierze wywołane myślą o nieszczęściu dziewczyny, tak jak wzruszenie czytelnika Flauberta rodzi się z domysłu na temat tego, co dzieje się wewnątrz karety".

Dla porównania:

fragment powieści Flauberta

      "A w porcie, wśród ciężkich wozów i barył, na ulicach, koło rogatek, zdumieni mieszczanie szeroko wytrzeszczali oczy, patrząc na tak niezwykły na prowincji widok: na tę ukazującą się wciąż karetę o zapuszczonych firankach, zamkniętą szczelniej niż grobowiec i kołyszącą się jak okręt. W pewnej chwili, w samo południe, daleko za miastem, gdy słońce prażyło stare, posrebrzane latarnie, spoza żółtych perkalowych firanek wysunęła się obnażona ręka i wyrzuciła kawałeczki podartego papieru, które rozpierzchły się na wietrze i sfrunęły opodal, jak białe motyle, na kwitnące pole czerwonej koniczyny. " (Gustaw Flaubert, "Pani Bovary")

obraz Renoira:


obraz Millaisa

     Nieprzystawalność środków wyrazu między literaturą, poezją a malarstwem czy architekturą czasami wydaje się nieprzekraczalna, jednakże według autora, jeśli odrzucić to, co powierzchowne, co wynika z indywidualnych upodobań i możliwości artysty, a sięgnąć do najgłębszej struktury dzieł, można dostrzec "jak różne środki wyrazu zostają użyte do przekazania tej samej interpretacji" świata. Stąd związek między Giottem a "Boską Komedią" Dantego należy rozumieć jako "nieuchronną analogię, wynikającą z tego, że w określonym momencie historycznym podobne założenia historyczne i duchowe w ten sam sposób stały się formą". Luźna kompozycja, natłok postaci, koncentracja na obyczajowym szczególe "Opowieści kanterberyjskich" Chaucera pozwalają znajdować analogie w malarstwie Pietera Bruegla. Cel podróży bohaterów "Opowieści" jest bowiem tak samo tylko pretekstem do snucia niezależnych opowiastek z życia codziennego, jak ukrycie głównej postaci Chrystusa niosącego krzyż w potężnej i zapełnionej niemal setką postaci i kilkudziesięcioma niezależnym obrazkami obyczajowymi scenie "Droga na Kalwarię" Bruegla (obrazu, który stał się kanwą filmu Lecha Majewskiego "Młyn i krzyż"). 

     Zaletą książki Mario Praza jest dodatek zawierający ponad sto ilustracji odnoszących się do omawianych dzieł sztuki. Bez tego śledzenie rozważań byłoby utrudnione, gdy nie wszystkie nazwiska i tytuły zakodowane są w pamięci i wyobraźni. Kwestię pamięci zresztą, w kontekście jej roli w odbiorze sztuki i rozumieniu ukrytych funkcji, autor omawia dosyć ciekawie. Nie jest możliwe, aby raz uzyskane wrażenie powstałe w wyniku zetknięcia ludzkiej wrażliwości z dziełem sztuki dało się w identyczny sposób powtórzyć, toteż i szukanie analogii w zasadzie odbywa się w przestrzeni pamięci: na ile zdołamy zapamiętać własne odczucia, odczytania, czasami intuicyjne i na ile to przypomniane da się porównać z nowym. Ostrożnie więc należy podchodzić do wszelkich autorytatywnych stwierdzeń, na temat ducha danej epoki i na tej podstawie snuć jakiekolwiek paralele. Nasze współczesne patrzenie na minione dzieła  jest bowiem skażone cechami naszej epoki i może nie mieć wiele wspólnego z zamiarami dawnych twórców. Jak bowiem przestrzegał Goethe: "To, co wy nazywacie duchem minionych czasów, moi drodzy panowie, to w końcu tylko wasz własny duch, w którym odbijają się tamte czasy".

8 komentarzy:

  1. Ufff, bardzo fachowo napisane...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak myślałam, gdy zaczynałam czytać, ale okazało się, że z łatwością da się podążać tropem myśli Praza, może tylko ja niezbyt jasno wyłożyłam sens jego rozważań

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyta się wspaniale, ale czy tak się rozumie, to już inna kwestia. 😉. Czyli, że co, że nie umiemy patrzeć na minione dzieła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, to jest właśnie sedno sprawy - nie umiemy, bo jesteśmy zbyt zapatrzeni w swoją własną epokę

      Usuń
  4. Kilka lat temu, w Brodnicy, trafiliśmy na wystawę grafik na podstawie "Boskiej Komedii"...Dante nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak te grafiki...Po prostu się w nie "wsiąkało"...I tekst Dantego "otworzył się" jakby te grafiki były "otwieraczem"...To był duet idealny!! ;o)
    (Chociaż przerażający)...;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. I to jest kapitalne doświadczenie, warto by zna nazwisko tego ilustratora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety...Wyszłam w takim stanie, że w czerepie tylko obrazy się przesuwały...;o)

      Usuń
    2. Obrazy pozostały w pamięci a nazwisko uleciało..

      Usuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...