Wilhelm z Moerbeke na pewno przetłumaczył Arystotelesowską "Fizykę", "Politykę", "Retorykę" i "Metafizykę". Współczesne analizy wykluczają aby przetłumaczył także "Etykę nikomachejską". Niemniej ranga Arystotelesa jako autorytetu we wszelkich dziedzinach naukowych dociekań od wieków średnich (XI - XIV) przejawiała się w nazywaniu go Filozofem bez podawania imienia. Wiedziano o kogo chodzi, a jego dzieła stanowiły probierz prawdy niemal ostatecznej, skoro Walter Wimborne z Cambridge głosił ex cathedra, że na Sądzie Ostatecznym Bóg będzie rozmawiał ze zbawionymi duszami o "Etyce nikomachejskiej".
Arystoteles mógł ogarniać umysłem całą dostępną wówczas ludzkości wiedzę, pozostawiając na wieki swoje opus magnum. Jeszcze w epoce renesansu pojawiały się wielkie wszechstronne umysły, jak Leonardo da Vinci. Postęp jednak rozszczepił naukę na szereg wąskich specjalności. Niemniej matematyka pozostała podstawą myślenia i jest uniwersalnym językiem także dla fizyki i nauk przyrodniczych. Jeśli zaś pozostać przy perspektywie transcendentnej, rodzi się pytanie, czy jest to także uniwersalny język istnienia. Tak jak franciszkanin z Cambridge, Wimborne, uznał, że "Etyka nikomachejska" jest tym uniwersalnym boskim językiem, w którym wyraża się Bóg, tak dziś np. Michał Heller (prezbiter, teolog, laureat Nagrody Templetona) w podobnym tonie twierdzi, że Bóg myśli matematycznie.
Bardziej niż dociekanie boskiego języka współczesnych ludzi zajmuje analiza ludzkiego postępowania. Nauki psychologiczne obwarowały człowieka murem zmiennych czynników decydujących o jego postępowaniu. W powszechnym codziennym życiu akceptujemy fakt, że wahania nastroju, nasze emocje, nieoczekiwane zachowania mogą być wynikiem zaburzonej gospodarki hormonalnej lub deficytów neurologicznych. Ale to Otton z Fryzyngi (1111 - 1158), także biskup zresztą, po raz pierwszy posłużył się medyczną wiedzą o człowieku w wyjaśnianiu jego postępowania z przeszłości. Rewolucyjnie jak na swoje czasy, postępowanie człowieka powiązał z jego fizjologią.
Późnośredniowieczne pochylenie się nad historią ludzkości zaowocowało nawet pierwszą koncepcją ewolucji form świata w połączeniu z ewolucją kondycji człowieka. Innymi słowy, fizyczna strona człowieka zmienia się pod wpływem świata, a ten z kolei decyduje o z mianach w otaczającym go świecie i tak dalej. Nieustannie toczy się koło wzajemnych zależności. Także zależności naszego myślenia i naszych czasów od wieków minionych. Nihil novi sub sole.
spirala, sinusoida dziejów? Raz w górę, raz w dół i znów w górę w nierozerwalnym sprzężeniu...
OdpowiedzUsuńWłaśnie, ciągłość, trzeba ja widzieć i rozumieć. Mam wrażenie, że obsesyjna pogoń za nowoczesnością często zamyka się na przeszłość i traci w efekcie swoje własne źródła
OdpowiedzUsuńBardzo to wszystko mądre ale i poplątane.
OdpowiedzUsuńDla mnie polityka to jednak coś mało wdzięcznego i sympatycznego.
Bynajmniej, to proste, zwyczajnie nie powinniśmy się chełpić dokonaniami współczesności, bo wiele rzeczy wymyślono już dawno temu ;-)
OdpowiedzUsuńinternet też?:)))
OdpowiedzUsuńA czy ja pisałam w poście o wynalazkach? Pisałam o ideach! A te nie są wcale nowe.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony może znasz ten dowcip, że już w starożytności wynaleziono telegraf bezprzewodowy? Otóż gdy skonstruowano ten telegraf, dowcipny archeolog stwierdził,z ę to nic nowego, bo już Trojanie się nim posługiwali. Skąd wiadomo? A widział ktoś druty wokół Troi?! Nie! Więc mieli telegraf bezprzewodowy ;-) Może z komputerem i internetem jest tak samo, tylko nie wiemy, jak wyglądały ;-)
Ludzie lubią być "odkrywcami"...;o)I tak kręcimy się w kółeczko...;o)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to zwyczajne lenistwo - nie chce się sprawdzić, dociekać, skąd i co pochodzi, za duży wysiłek
OdpowiedzUsuń