Wszyscy wiedzą, że bohaterowie literaccy to postacie wymyślone, a jednak się do nich przyzwyczajamy, lubimy ich albo nienawidzimy. Oni sami, rzecz jasna, nie mają o tym pojęcia, ale dla czytelników bywają obiektem podziwu, współczucia lub przyczyną irytacji. Czasami bywają tak realni jak ludzie wokół. Znamy ich biografie, ich życiowe sukcesy nas cieszą, a porażki smucą. Zapewne współcześnie opis ten bardziej pasuje do bohaterów filmowych, a przecież powszechny obecnie kult postaci fikcyjnej wywodzi się z literatury (żeby nie sięgać do czasów kultury przedpiśmiennej, gdy bohaterów opiewano w ustnych przekazach). Nikogo nie dziwią pomniki stawiane postaciom z bajek dla dzieci (Reksio, Bolek i Lolek, Miś Uszatek, Bonifacy i Filemon) czy bohaterom kultowych filmów: Kargula i Pawlaka w Toruniu, Harry`ego Pottera w Londynie czy Lorda Vadera w Bristolu. Co prawda, Potter najpierw był postacią literacką, ale na pomniku został przedstawiony na wzór znany z ekranizacji powieściowej serii, z kolei pomnik Vadera na razie jest tymczasowy i postawiono go jako wyraz hołdu złożonego aktorowi grającego rolę Mrocznego Rycerza.
A wszystko zaczęło się od literatury. To ona prowadziła i wprowadza swoich bohaterów do naszego realnego życia. I nie mam tu na myśli typowego dla wieku dziecięcego utożsamiania się z bohaterem, prowadzenia z nim wyimaginowanych rozmów, angażowania wyobraźni do poszerzania przestrzeni zabawy. Madryt ma Don Kichota i Sancho Pansę, Budapeszt Chłopców z Placu Broni, Sanok Wojaka Szwejka, Paryż muszkietera d`Artagnana, a Kaliningrad, dawny Królewiec, gości Barona Münchhausena. Niektórzy mają wiele pomników w wielu krajach na świecie, jak choćby Sherlock Holmes wita turystów od Edynburga, przez Londyn, Meiringen w Szwajcarii, po Moskwę.
Sherlock Holmes ma swój stały adres zamieszkania na Baker Street 221b, gdzie do dzisiaj wisi tabliczka z jego nazwiskiem: "Sherlock Holmes - doradca detektywistyczny 1881 - 1904". Przedłużenie kariery Holmesa do roku 1904 zostało wymuszone przez pogrążonych w żałobie czytelników, którzy po uśmierceniu bohatera przez pisarza w 1893 r. nosili czarne opaski na rękawach. Detektyw więc zmartwychwstał w kolejnych opowiadaniach. O reakcji czytelników na śmierć Holmesa mówi się jako o pierwszym przejawie fandomu. Tymczasem dekadę wcześniej, bo w 1884 roku na wieść o śmierci Longinusa Podbipięty z "Ogniem i mieczem" polscy czytelnicy zamawiali msze za jego duszę. Prekursorem fandomu jest wiec polska społeczność czytelnicza i reakcje na śmierć Podbipięty, a nie późniejsza żałoba po Holmesie. Niestety historia literatury pisana z anglocentrycznego punktu widzenia nie uwzględnia tej chronologii. Dalszym ciągiem zjawiska są inne przejawy urealniania postaci literackich, jak np. tabliczka poświęcona mieszkańcowi kamienicy na Krakowskim Przedmieściu 7: "Tu mieszkał Ignacy Rzecki, postać powołana do życia przez Bolesława Prusa w powieści pt. "Lalka". Były oficer piechoty węgierskiej, uczestnik kampanii roku 1848. Handlowiec, sławny pamiętnikarz zmarły w roku 1879".
Więcej konsekwencji wykazała Agatha Christie, która swojego małego Belga Poirota uśmierciła definitywnie dopiero w 1975 roku w powieści "Kurtyna". 6 sierpnia 1975 roku "New York Times" opublikował pierwszy w historii nekrolog fikcyjnej postaci literackiej: "Hercules Poirot, słynny belgijski detektyw, nie żyje". Wnioskując z rozsianych w powieściach informacji na jego temat (które zresztą bohater swobodnie konfabulował, gdy było mu to potrzebne w prowadzonym śledztwie), musiał mieć wtedy jakieś 107 lat. Pamiętając o kłopotach Doyle`a, który ugiął się pod presją czytelników, pisarka czekała z publikacją powieści ponad trzydzieści lat, złożywszy ją w bankowym depozycie. Opublikowana została dopiero na niecały rok przed jej śmiercią, toteż można powiedzieć, że żywot belgijskiego detektywa zakończył się wraz z odejściem jego autorki.
A Pacanów ma Koziołka Matołka...;o) Chociaż matołków można spotkać na całym świecie...;o)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ma, widziałam :-) A Szczebrzeszyn ma chrząszcza, i wiele innych miejscowości ma swoich honorowych mieszkańców z wyobraźni
OdpowiedzUsuńA ja w Warszawie często chodzę śladami postaci literackich - np. pana Wokulskiego...
OdpowiedzUsuńTo oczywiste!...
OdpowiedzUsuń