Tytuł sugerowałby, że jest to przewodnik po wystawie. W pewnym sensie tak, jeśli za przestrzeń zwiedzania uznamy biografię artysty, miejsca, w których przebywał, wydarzenia, w których brał udział, ludzi, z którymi się stykał. Autor oprowadza czytelnika po zakrętach biografii Kazimierza Malewicza, wplatając do narracji - swoistej zresztą - parafrazy typowych zwrotów muzealnego przewodnika: "Kolejna sala przypomina...", "Państwo zwrócą uwagę", "Tutaj widzimy...", "Przypominam, że kafeteria jest czynna aż do zamknięcia muzeum...", a dociekliwym zwiedzającym (a zawsze się tacy trafiają podczas wycieczek) składa obietnicę: "Zainteresowani mogą doczytać w książkach, sporo wydano, chętnie później podam listę". Kierunek zwiedzania jest w zasadzie chronologiczny, chociaż autor często wybiega do przodu, uprzedza wypadki i obrazy, które dopiero powstaną. O słynnym "Czarnym kwadracie", który stanowi punkt kulminacyjny książki tak, jak był punktem zwrotnym w biografii artysty, pojawiają się zapowiedzi na kilka lat przed namalowaniem.
Nie czytałam nagrodzonych Nike "Rzeczy, których nie wyrzuciłem" (2017) Marcina Wichy ani debiutanckiej jego książki "Jak przestałem kochać design" (2015). Dopiero trzecia publikacja z tego roku zainteresowała mnie na tyle, żeby kupić, otworzyć, zajrzeć, przeczytać. Najpierw - irytacja. Jak czytać tekst pisany esemesami?! "Ma swój pomnik. Stoi na niewielkim postumencie. Na malutkiej estradzie" i dalej: W jednej ręce trzyma pędzel. Drugą przyciska paletę. Gdzieś zniknęły sztalugi. Może malował powietrze". I w kolejnym akapicie: "Można kupić lody z automatu. Odwiedzić oddział banku. Sklep jubilerski. Umrzeć z nudów".
Chwytałam oddech na każdym zdaniu dłuższym niż trzy, cztery słowa: "Jak przed zaśnięciem, kiedy dusza wyślizguje się ze skóry, a własna ręka staje się ogromna, białokamienna, obca". Jest to zdanie oczywiście kontynuacją wcześniejszych rozważań na temat Moskwy, ale wprowadza jakiś taki oniryczny nastrój rodem z Schulza. Chciałoby się, aby takich właśnie zdań było więcej, ale Marcin Wicha rzadko sobie na nie pozwala. Jeśli przyjąć, że rytm języka jest odbiciem oddechu, to w "Kierunku zwiedzania" można się nabawić zadyszki. Czasami składnia zdań pojedynczych wprowadza dodatkowy efekt dramaturgii, jak w kapitalnym fragmencie o Chagallu, który zdetronizowany z pozycji artystycznego nowatora przez Malewicza w szkole artystycznej w Witebsku chyłkiem wsiada do pociągu.
A przecież między wierszami, między imiesłowowymi równoważnikami, między anakolutami pojawiają się fragmenty z ujęciem sedna przemian, z kwintesencją historii, na której tle rozgrywała się artystyczna rewolucja Malewicza i jego suprematyzmu: "Tamta rewolucja była pierwszym wielkim wydarzeniem artystycznym w życiu Malewicza. Równie ważnym jak dzień, gdy po raz pierwszy zobaczył obraz olejny. Teraz on sam jest rewolucją. jednym z jej nurtów, pomniejszą partią, radykalnym skrzydłem - a później już tylko odchyleniem, frakcją, wewnętrznym wrogiem".
Awangarda malarska początku XX wieku, pierwszej jego połowy, pokazana została w powiązaniu z wydarzeniami politycznymi, społecznymi, na tle rewolucji październikowej, w której Malewicz miał swój krótki udział. Przejmujące cytaty z listów Malewicza, który opisuje podróż pociągiem: "Do Smoleńska jechaliśmy trzy doby; prędkość 5-12 wiorst na godzinę; wagony przepełnione, więc gęsto się tłumacząc łaziliśmy po zgarbionych grzbietach, przyszło nam zbierać w lesie opał dla parowozu, były rewizje, kontrole, zbiórki na dworze itd. Trzeba mieć energię, żeby przetrwać ten koszmar." Ze szczegółów wyłania się skomplikowany, burzliwy, niecodzienny świat formowania się nowych kierunków sztuki na tle przemian politycznych i społecznych. Plan umownej wystawy z muzealnymi salami z obrazami uzupełniony został o zaułki z fotografiami z epoki. W książce wiele jest zresztą odniesień do czarno-białych fotografii, do założeń ideowych sztuki, do odłamów i frakcji wzajemnie się zwalczających. Biografia Malewicza toczy się zygzakiem, od miasta do miasta, od domu do domu, od środowiska do środowiska, od teorii do praktyki i od praktyki do teorii. Faktem bowiem jest, że w pewnym momencie Malewicz przestał malować i zaczął konstruować teorię. Chyba jednak malowanie wychodziło mu lepiej.
Niewątpliwie książka Wichy pozwala odczuć nastrój czasów, nastrój rewolucyjnej epoki. Nie można jej zarzucić linearnej nudy powszechnie publikowanych artystycznych biografii. Szerokie tło ideowo-polityczne, również wprowadzane niejako mimochodem, pulsuje energią przemian, jakie były udziałem artystów tamtej epoki. Raz jedni, raz inni stawali się pupilkami władzy; raz jednych, raz drugich totalitarna władza sowiecka wynosiła do rangi reprezentantów rewolucyjnego ducha, czego świetnym przykładem może być równolegle rozwijająca się kariera artystyczna Malewicza i jego szwagra Kacmana, którzy ze wzajemnością szczerze się nie lubili.
Rozważania o kilku znaczących obrazach Malewicza zmuszają czytelnika do sięgnięcia po ich reprodukcje, ponieważ książka nie zawiera żadnej ilustracji. Musimy mieć te obrazy albo w pamięci, albo przypominać je sobie korzystając z zasobów sieci. Na przykład autoportretu z 1933 roku (namalowanego dwa lata przed śmiercią) nie kojarzyłam, musiałam sobie przypomnieć, żeby opis przestał być abstrakcyjną teorią. To też ma swoje zalety: z jednej strony śledzenie na mapie licznych wojaży Malewicza, od Kijowa, przez Kursk, Piotrogród przemianowany potem na Leningrad, Moskwę, Witebsk i do Warszawy, z drugiej zaś czytanie i oglądanie obrazów jednocześnie. Słowem, książka z oknami otwartymi na inne światy, inne przestrzenie. Mimo początkowej irytacji dałam się w nie wciągnąć.
Marcin Wicha: Kierunek zwiedzania. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2021.
mam "Rzeczy...", a Twoja recenzja mnie zachęciła. Lubię pogranicza literatury i malarstwa, wszystkie pogranicza.
OdpowiedzUsuńważny okazał się pomysł.Odkrycie, że rzeczy przetrwają należy do pani WSz. Trochę refleksji o przemijaniu.
UsuńWłaśnie, też po samym tytule miałam pierwsze skojarzenie z WSz. Mam wrażenie, że pomysł wyczerpał się na tytule. Dlatego miałam obiekcje i w efekcie nie sięgnęłam. A czytałam sporo innych rzeczy w podobnym tonie i konwencji, całkiem niezłych zresztą.
UsuńPogranicza są ciekawsze, bo nieoczywiste... Jakie wrażenia z "Rzeczy..."? Podzielasz werdykt jury?
OdpowiedzUsuńNie czytałam, więc wypowiadać się nie będę...;o)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam, wykręcasz się, "Czarny kwadrat" Malewicza znasz na pewno ;-)
OdpowiedzUsuńMój czerep jest ograniczony dla takiej sztuki...;o)
UsuńMój też, dlatego ciekawsze jest i prostsze czytanie biografii ;-)
Usuń