wtorek, 22 grudnia 2020

O tym, jak wspieram polską gospodarkę

     Czy też po prostu gospodarkę lokalną. Rządowe tarcze niech sobie będą, ale co ja zrobię, gdy splajtuje niemal ostatni szewc i kaletnik w moim mieście?!Zwłaszcza gdy tym szewcem jest kobieta?! Nie można do tego dopuścić. Wygrzebałam torbę podróżną, którą od dawna zamierzałam oddać do naprawy i zaniosłam. Pani kaletnik ma co robić, podziękowała za dostawę pracy i po nowym roku będę miała torbę jak nową. 

     Dlaczego co roku muszę się tłumaczyć, że nie robię wigilijnych potraw (innych też nie robię zresztą), bo nie lubię stać przy kuchni i nie muszę jeść ani dwunastu, ani określonych obyczajowym uzusem? W tym roku jednak mam wymówkę: nie robię, bo ratuję lokalny rynek żywnościowy. W pierogarni na wynos kupuję w porze obiadowej pierogi jeszcze ciepłe, w rybnym gotowe sałatki na wagę poporcjowane według potrzeb, w piekarni chleb domowy lub z ziarnami zbóż, a jak mnie naleci, to i słodkości jakieś. W innej piekarni mam upatrzony zawsze jeden zakup - regionalny przysmak: pieróg jaglany na słodko z rodzynkami. Pychota! Poza tym kawa. Kawa tylko z lokalnej palarni, herbata z lokalnej herbaciarni - nawet autorskie mieszanki mają. 

        Nie ma bożonarodzeniowych jarmarków, nie ma stoisk, na których przed świętami cieszyły oczy choinkowe ozdoby i inspirujące prezenty. Co roku bywałam na kilku takich jarmarkach, a dziś?... Wiadomo, posucha!  Czasami jednak przydaje się Internet. Wyśledziłam w dwa weekendy bożonarodzeniowy kiermasz w Lublinie w pewnej pracowni rękodzieła. Lokalik niewielki, dwa skromne pomieszczenia. Dlatego artyści amatorzy mogli tam zostawić soje wyroby niejako w komis, a organizatorzy sprzedawali je podczas dwóch sobót i niedziel. I co z tego, że mam do Lublina kawał drogi? Nieważne, jadę, bo nie mam prezentów, a chińszczyzny w supermarketach kupować nie będę. No i przytargałam całą torbę. Wyroby ze sznurka, ręcznie odlewana ceramika, ozdoby z filcu, zapachowe mydełka z ziołami, niepowtarzalne ręcznie robione kartki świąteczne... Miałam ochotę na więcej, ale coś dla innych trzeba  zostawić, a za mną ustawiła się kolejka chętnych. Nie tylko ja  wspieram lokalny rynek. 


Dzisiaj jeszcze kupiłam kolorowy flamaster i tylko popodpisywać mi zostało. 

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście to przykre że nie ma w tym roku bożonarodzeniowych jarmarków. One są zawsze piękne.
    A wspieranie lokalnego rynku jest bardzo szlachetne.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie, nie chciałam, żeby zabrzmiało przykro czy smutno. Taka konieczność, więc trzeba to zaakceptować. Właśnie chodziło o to, że nawet mimo braku jarmarków można znaleźć inne sposoby i na niebanalne prezenty, i na wspieranie lokalnych wytwórców. To drugie zaś uważam za zwykłą przyzwoitość i konieczność, bez szumnej szlachetności, ot, raczej poczucie wspólnotowości bym powiedziała

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...