"Coż z tego, że umrzemy, skoro umarli przed nami Vermeer, Flaubert, Mahler?" - kto mógł napisać te słowa? Tylko jeden, jeden tylko erudyta, znawca literatury, eseista, a teraz okazalo się, że i pisarz w klasycznym rozumieniu, autor powieści oraz wcześniej już przeze mnie czytanych poruszających esejów "Ciemne skrzydła Ikara" - Jan Tomkowski. No właśnie. Nie wiedziałam, że pisał też powieści. Mało tego, nie wiedziałam, że jedną z nich mam w swojej biblioteczce. Stała tyle lat nieprzeczytana. Autor jakby to przewidział, gdy pisał: "Nieprzeczytane książki - ileż ich przybywa na świecie każdego dnia! A ile nie znajdzie nigdy domu ani przyjaznego czytelnika, ile pozostanie nie tkniętych! Lecz przecież istnieją i każda z nich będzie mieć swój czas - może jutro, a może za sto lat. Nie myślę tu o odkryciach, które staną się powszechnie znane, o przeoczeniach, z powodu których ganimy surowo obojętność dawnych krytyków i dziwimy się lenistwu ówczesnej publiczności. Chodzi przecież nie o spóźnione uznanie, lecz o tego jednego, który poświęci zapomnianej książce nieco uwagi i zechce ją przeczytać w całości, nie licząc, że odkryje tekst, który wypadnie uznać w przyszłości za arcydzieło, lecz pragnąc usłyszeć głos autora, którego daty urodzin i śmierci staną się w takiej chwili czymś więcej niż martwymi cyframi, bo pojawi się między nimi nowa wartość - życie."
Spełniła się przepowiednia: książka nietknięta przez niemal 30 lat właśnie została przeczytana. Na szczęście z dwóch dat wyznaczających życie autora ta druga jeszcze nie została zapisana. Zdążyłam przed nią. Przeczytałam "Opowieści Szeherezady", drugą powieść w dorobku Jana Tomkowskiego. Książeczka objętościowo niewielka, lecz zgodnie z sugestią tytułową, mikroopowieści w niej występujące skrzą się niespodziankami, nieoczekiwanymi zwrotami akcji, nałożonymi na siebie warstwami znaczeń, aluzji i kulturowych kodów. Trudno jest w krótkich słowach ująć sens zdarzeń rozgrywających się na granicy światów: jawy i snu, realizmu i fantastyki, dosłowności i groteski, teraźniejszości i wieczności. "... podejrzewałem, że z nieznanych przyczyn znaleźliśmy się w krainie otoczonej zewsząd rzeczywistością, choć w istocie nierealnej, gdzie stanęły zegary i dokonała się zemsta kalendarzy, z których od dawna nie zrywano kartek."
Można, bawiąc się w detektywa, tropić niezmierzone pokłady kryptocytatów, aluzji i stylizacji ukrytych zręcznie w groteskowo-onirycznej narracji. Natkniemy się wtedy na wędrówkę do Ziemi Obiecanej i na sto lat samotności, na pouczające przypowieści i baśnie Andersena, na Gombrowiczowską Formę i błądzenie w "życia wędrówce na połowie czasu", na Hamletyczną niepewność świata norm i robinsonadę. Tak samo bawił się motywami Stanisław Lem, ale Tomkowski idzie dalej, głębiej. Układanka tworzona jest już na poziomie języka. Czytając zdanie po zdaniu ma się wrażenie, że skądś je znamy, że już to czytaliśmy, ale ktoś poprzestawiał i podmienił niektóre słowa, towrząc nowy wzór. "...A ci, co pójdą na północ, staną się mieszkańcami ziemi skutej lodem. I będą się tułać po śnieżnej pustyni, szukając się nawzajem. I zejdą w dół, do kopalń, a przykuci łańcuchami wydrążą długie chodniki. I zginą, lecz zostanie po nich dobra pamięć. A ci, co pójdą na zachód, znajdą wszystko, co potrzebne jest człowiekowi do życia. Ale siebie nie znajdą. Zatracą siebie i poniesie ich wielki wiatr. A ci, co pójdą na wschód, zobaczą światło, które ich porazi. Nie będą rozumieć, chociaż pomyślą, że zrozumieli. Będą głodni i żebrać będą o kawałek chleba, lecz siebie nie zatracą. Ich męka zmieni się w radość, a radość w mękę obróci."
"Opowieści Szeherezady" przemawiają do czytelnika na kilku poziomach znaczeń. Sensacyjnie skonstruowana fabuła z często pokawałkowaną akcją, stopniuje napięcie dokładnie tak, jak baśnie tysiąca i jednej nocy - gwałtownymi zwrotami, nieoczekiwanymi rozwiązaniami lub ich brakiem i przeskokami. Autor nie odmówił sobie nawet wprowadzenia bohatera wierzącego w kosmitów, którzy mogliby swoim statkiem zabrać wszystkich w kosmos. Jenak to tylko zabawa, gra konwencjami i stylizacje, gdyż na końcu narrator niedwuznacznie ujawnia się jako autor parający się kształtowaniem słownej materii. "Zdecydowałem, że najwyższy czas, by zniszczyć tę historię, która nie chciała się skończyć. Rozdarłem papierowe dekoracje tworzące tło dla mojego romansu, otworzyłem okna, wpuściłem trochę świeżego powietrza. Mimo wszystko nie zamierzałem wyzbywać się jedynej władzy, jak mi pozostała. W państwie wymyślonych postaci umiera się i powraca do zdrowia tak łatwo - za sprawą jednej kropli atramentu. Tutaj nie ma Atropos przecinającej nożycami nici życia. Bohaterowie powieści giną, gdy ich stwórcy zabraknie konceptu, odchodzą posłusznie bez buntu."
Są więc "Opowieści Szeherezady" powieścią o pisaniu powieści, o tworzeniu świata fikcyjnego z ułamków doświadczeń, z widoków i obrazów, z ulotnych spotkań i domysłów wzbogaconych wyobraźnią autora. Są autorefleksją pisarza, ale i erudyty zamieszkującego literackie światy równoległe. Za poetką można by rzec, że to przykład "zemsty ręki śmiertelnej" nad niepochwytnym światem wyobraźni.
Tomkowskiego już polecałaś. Mam jego Ciemnie skrzydła i Nie ma Pauliny. Obie dobre, więc może i Opowieści warto nabyć:))
OdpowiedzUsuńJesteś najlepsza w wyszukiwaniu:))
Tomkowski wciąż mnie zadziwia! Zdecydowanie za mało się o nim mówi i pisze. I za mało czyta. Ale dla współczesnego przeciętnego czytelnika przyzwyczajonego do samonośnych hasełkowych publikacji celebrytów byłoby to za trudne. Dlatego jesteśmy my dwie :-)
UsuńNajbardziej przykre jest to że nie wystarczy nam życia aby przeczytać choćby to minimum...
OdpowiedzUsuńNiestety, tęskonta za nieprzeczytanym, nieobejrzanym, niezobaczonym, niezwiedzanym towarzyszy nam cały czas
UsuńJa sobie tylko westchnę...Pięknie to napisałaś...;o)
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze fragmenty nigdy nie są moje, niestety...
Usuń