wtorek, 27 marca 2018

Ad fontes!

    Nie, nie będzie o renesansowym nawróceniu się ku starożytności. Będzie o początkach polskiego teatru, opery i baletu w epoce stanisławowskiej w Warszawie. Bo że "Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale", to wszyscy wiedzą -  Wojciech Bogusławski napisał, ale skąd się wziął kompozytor, czyli Jan Stefani? Dosłownie rzecz biorąc, z Czech się wziął, urodził się w Pradze, ale do Warszawy na dwór królewski Stanisława Augusta przybył z Wiednia jako Johann Steffan dokładnie 2 lutego 1779 roku. W dodatku przybył nie sam, lecz z jeszcze innymi ośmioma czeskimi muzykami, tworząc dworską kapelę królewską. A ponieważ wszyscy przybyli z Wiednia, gdzie wchodzili w skład kapeli cesarskiej, nazwano ją kapelą wiedeńską. Cesarz Józef II nie za bardzo chciał się zgodzić na uszczuplenie swojej orkiestry, ale ponoć interwencja wpływowego hrabiego Kinsky`ego umożliwiła wyjazd dziewięciu muzyków i przyjęcie przez nich służby na dworze polskiego króla. Kapela wiedeńska kierowana przez kapelmistrza Stefaniego składała się z dwóch skrzypków (w tym właśnie jednym był Stefani), dwóch oboistów i jednocześnie klarnecistów, dwóch fagocistów, dwóch waltornistów i jednocześnie trębaczy oraz jednego flecisty, miała więc właściwie charakter kapeli dętej. Z czasem zespół powiększył się o grupę smyczków i przekształcił się we właściwą królewską orkiestrę kameralną, ale wówczas kapelmistrzem był już kto inny. Niemniej Stefani do końca pozostał wierny w służbie JKMości, a po rozbiorach pozostał w Warszawie pełniąc funkcję pierwszego skrzypka w orkiestrze Teatru Narodowego (dworska orkiestra królewska została bowiem rozwiązana). On sam i jego rodzina się spolonizowali, a jego dzieci kontynuowały rodzinne tradycje muzyczne, jeden z synów został kompozytorem, dwaj inni byli muzykami w orkiestrze, córka zaś śpiewaczką operową. 
      Kolejna nieco rozświetlona zagadka. Kiedy byłam w ubiegłym roku na balecie "Casanova w Warszawie", zastanawiałam się nad jedną postacią. Otóż, że hrabia Branicki był awanturnikiem, można się domyślać, że Casanova wędrował po całej Europie i do Warszawy zawitał, gdzie właśnie powstawał nowy dwór królewski, też nie zaskakuje. Ale kim jest i jaką rolę w całej intrydze odgrywa Moszyński? Hrabia zresztą. A rolę pełnił niebagatelną, bowiem autor libretta uczynił go Wielkim Mistrzem Loży. To w balecie. Czy w rzeczywistości też tak było? Nie wiem, ale to właśnie on, August Fryderyk Moszyński sprawował w imieniu króla nadzór artystyczny nad teatrem zorganizowanym wiosną 1765 roku. Był to pierwszy teatr, którego spektakle - biletowane - dostępne były szerokiej publiczności, czyli publiczny. Funkcjonował bardzo krótko, bo do marca 1767 roku, jednakże wyjaśniła się kwestia postaci Moszyńskiego, który był wielbicielem teatru, a poza tym bliskim przyjacielem Stanisława Augusta. Nic dziwnego, że nie mogło go zabraknąć w historii o pobycie Casanovy w Warszawie, do której przyjeżdża w 1765 roku, a więc, kiedy Moszyński obejmuje powierzoną mu przez króla funkcję. Do historii przeszła wielka impreza zorganizowana przez Moszyńskiego 27 sierpnia 1765 roku dla uczczenia pierwszej rocznicy rozpoczęcia sejmu elekcyjnego, czyli de facto na cześć króla. W pokazach i spektaklach wzięli udział chyba wszyscy artyści i to wszelkich profesji, jacy wówczas byli w Warszawie. Dość powiedzieć, że poszczególne części wydarzenia rozgrywane były po dwóch stronach Wisły, a na środku rzeki z łodzi oglądano spektakl na Wyspie Miłości. Była muzyka turecka i janczarska, "leśne teatrum" na Wyspie Miłości,  balet bóstw greckich, rzymskich i dzikich ludzi, włoska kantata, oczywiście najpierw królewski obiad, a potem kolacja, a całość zwieńczona fajerwerkami, a jak donosiła ówczesna prasa, król powrócił do siebie o drugiej w nocy. Że był ukontentowany świadczy chyba fakt, że Stanisław August zwrócił Moszyńskiemu wszystkie wydatki związane z uroczystością, czyli 9000 dukatów. 
      I trzecia tajemnicza osobistość - Franciszek Ryx. Zaufany kamerdyner królewski, jedyny, który miał prawo mieszkać w przeznaczonych dla niego apartamentach w Pałacu Łazienkowskim, wieloletni impresario (czy jak to nazwać?) teatrów warszawskich, które Stanisław August wspierał po cichu, gdy  nie mógł jawnie, a za pośrednictwem Ryxa miał też możliwość w zasadzie decydować o repertuarze, składzie aktorskim, śpiewaczym, zespole tancerzy itp. Franciszek Ryx dorobił się olbrzymiego majątku, stąd też jego ogromne wpływy. W zasadzie sprawy teatru podlegały trzyosobowej spółce, do której należeli: Ryx oraz August Sułkowski i Adam Poniński. Spółka nie działała długo, bo się pokłócili, monopol teatralny na przedstawienia był oddawany w dzierżawę, ponownie odzyskiwany, przechodził z rąk do rąk, ale zawsze Ryx miał na to wpływ. Główne nici zawsze trzymał w swoich rękach. Kiedy doszło do spięcia pomiędzy nim a współwłaścicielami spółki teatralnej, książętami  Augustem i Antonim Sułkowskimi w kwestii obsadzenia funkcji kapelmistrza orkiestry teatralnej, zwycięsko wyszli z zatargu właśnie Ryx i jego podopieczny Pasqua, którego Sułkowscy chcieli usunąć. Zdaje się, że nawet hetman Ogiński nie dał rady przeforsować swoich pomysłów w kwestii obsady orkiestry teatralnej i w zasadzie Ryx kompletował zespół  według własnego uznania, o ile oczywiście kasa królewska na to pozwalała ;-) 

     Jeszcze wiele mnie ciekawostek czeka, bo zaczęłam właśnie czytać rzecz nabytą z przeceny za grosze, a cenną w informacje niezwykłej wagi, jak widać :-))
Alina Żórawska- Witkowska: Muzyka na dworze i w teatrze Stanisława Augusta - dzieło olbrzymie, monografia, pięknie wydana, papier kredowy, ilustracje, ryciny z epoki, kolorowa obwoluta, format albumowy. Wydawnictwo: Zamek Królewski w Warszawie. 

Tutaj można kupić jeszcze - link do sklepu  

6 komentarzy:

  1. Od dawna twierdzę, że marnujesz talent detektywistyczny:))
    Mam kupić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały proces śledczy przeprowadziła p. Żórawska-Witkowska, mój zmysł detektywistyczny, o ile w ogóle go posiadam, ogranicza się w zasadzie do wyszukiwania książek ;-)
      Czy kupić? To zależy, na ile Cię ten temat interesuje, czy możesz bez niego żyć, czy śni Ci się po nocach jak mnie? ;-) Z drugiej strony, biorąc pod uwagę ogrom informacji i format wydania, nawet jeśli tematyka jest drugorzędna, to 20 zł za to dzieło jest jakby za darmo.
      No i kwestia - czy masz gdzie trzymać? Bo książka ma potężny format! Ale jeślibyś robiła ciastka waflowe, to świetnie nadaje się na przyciśnięcie :-)

      Usuń
    2. i to jest argument, ciastka waflowe:))Kupuję

      Usuń
    3. Czyli każda książka może się przydać :-))

      Usuń
  2. I tak Notaria odarła z wiekowej tajemnicy zagadki teatru...;o)

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...