Ha, no i mamy nadal nieczytanego Norwida. (patrz wpis poprzedni) Jak za życia, tak po śmierci i w epoce "późnego wnuka" doczekać się nie może zainteresowania. Ale to nie Norwid, a Słowacki pisał:
... to los mój na grobowcach siadać
(...) Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych...
Obaj mieli widać wiele wspólnego.
Zostawmy ich. Chwilowo. Tym razem pisarz - w swoim czasie, całkiem niedawno - bardziej znany w świecie niż we własnym kraju. Choć czytany, a jakże! Dla niektórych guru. Programowo nie interesował się poezją, ale... otrzymywał od wiernych wielbicieli listy z wierszami do oceny. Odżegnywał się od dwóch dziedzin: poezji i muzyki. Twierdził, że się nie zna, nie umie, nie potrafi. Tymczasem mnożył poetyckie zapętlenia w prozie, spiętrzał dowcip, ostrzył ironię. A w potoku refleksyjnej fabuły - bo jego fabuła zawsze jest refleksyjna - nagle pojawia się taka POEZJA:
Czas układał się wtedy przed wzrokiem jak japoński ogród...- piękne!
Uwielbiam tego pana. Przede mną 650-stronicowa antologia jego opowiadań :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz