środa, 29 maja 2019

Syberiada XXI wieku

   
      Pośrodku dzikiej tajgi, w odległości 700 km od najbliższej osady, zamieszkują dwie rodziny: Braginowie i Kilinowie. Pewnego dnia Sasza Bragin osiadł z rodziną w głębi dzikiej natury, zrywając z cywilizacją. Dziś małżonkowie są już w starszym wieku, mając dookoła gromadę potomstwa, dorosłych i małych jeszcze dzieci. Dokumentalny film "Bragiuno" Clementa Cogitore`a przedstawia rodziny w narracji pierwszoosobowej seniorów rodu. Kamera zaś dopowiada zbliżeniami twarzy, oczu, kadrami gestów i codziennych czynności oraz przepięknymi pejzażami dzikiej natury, w której człowiek bywa znikomym elementem. Nie przeszkadza to jednak głównemu narratorowi, Saszy Braginowi zauważyć, że to człowiek jest w tajdze zwierzęciem najgroźniejszym. Zdanie to znajduje w dalszych scenach coraz smutniejsze potwierdzenie, o czym jeszcze będzie mowa.
     Bohaterem filmu jest bardziej rodzina Braginów, gdyż Kilinowie nie wypowiadają się wcale. O nich się tylko opowiada. Pojawili się w sercu tajgi później i osiedliwszy się obok Braginów stopniowo anektowali ich tereny łowieckie i życiową przestrzeń. Z opowieści wyłania się obraz narastającego konfliktu między rodzinami, jedni drugich podejrzewają o niecne zamiary. Niestety, poznajemy tylko wersję jednej strony. Dorośli członkowie obu rodzin unikają się i nie podejmują żadnej rozmowy. Jednakże na środku rzeki jest nieduża wyspa, na której codziennie bawią się dzieci jednych i drugich. Sa one na wyspę dowożone łódką, tam się bawią samodzielne, czasem wspólnie, a czasem podejrzliwie na siebie patrząc. W każdym razie wyspa jest takim przedszkolem, gdzie najmłodsi spędzają wspólnie czas, gdy dorośli pracują w tajdze lub w gospodarstwie. Dzieci są w różnym wieku i naprawdę trudno się zorientować, które są czyje, wyglądają bardzo podobnie, ale naliczyłam co najmniej ośmioro w jednej rodzinie i sześcioro w drugiej. Oczywiście to tylko te najmłodsze, powiedzmy od 4 do 10-11 lat. 
    Niespełna pięćdziesięciominutowy film nie zapowiada na początku zakończenia, które budzi w widzu gwałtowną niezgodę, wstyd za butę i arogancję naszej cywlizacji, poza którą już nie umielibyśmy żyć. Te dwie rodziny diametralnie z nią zerwały, mimo że posługują się jej zdobyczami, na przykład bronią. W sercu tajgi głównym źródłem pożywienia są polowania i zapewne jakieś owoce, może są hodowlane zwierzęta, ale ich nie widzimy. Główny bohater i narrator w filmie, senior Braginów opowiada o swoim stosunku do natury, lasu, zwierząt. Osiedleńcy korzystają z tajgi tyle, żeby nie głodować. Mówi na przykład, że nie warto polować więcej niż jest to konieczne, bo po co później wyrzucać, jeśli się czegoś nie zje, nie spożytkuje. Bohaterowie mają latarki, używają jakiegoś prymitywnego radia, które łapie dziwne trzaski i audycje nie wiadomo skąd, a kiedy idą do tajgi w różne strony, posługują się własnoręcznie skonstruowanym urządzeniem w rodzaju krótkofalówki. Po rzece pływają starymi motorówkami, a pod koniec mamy nawet telefon satelitarny, którym chcą się do kogoś dodzwonić, ale ten ktoś nie odbiera. 
      No właśnie, nie odbiera, a tymczasem życie Bragino - osady zagubionej w tajdze - jest zagrożone. Przyjeżdżają jacyś obcy ludzie, przylatują helikopterami, machają jakimis odgrzebanymi nie wiadomo skad papierami i mapkami, przybywają  z nowoczesną bronią i bagażami. Lądują swoim helikopterem na wyspie dzieci ubrani i wyposażeni jak psy wojny. Zawodowi myśliwi. Mieszkańcy tajgi pytają czego chcą, po co przylecieli, czego tu szukają. Tamci odzywają się arogancko, po chamsku, grożą pobiciem, ich buta i poczucie wyższości, zza której nawet przez kamerę widać i słychać szeleszczące grube pieniądze, wzbudzają protest. Tylko że nic nie można zrobić. A telefonu nikt nie odbiera, gdy Bragin próbuje się dodzwonić do kogoś ważnego i zapytać, co to za ludzie przylecieli, po co i na  jak długo. "Ja już nikomu nie wierzę" - mówi na koniec. 
      Bohaterowie filmu uciekli od zgiełku cywilizacji, a ona w postaci myśliwskiego lobby milionerów pokonała 700 km głuchej tajgi i pewnie doprowadzi do ich wyprowadzki. W filmie pojawia się bowiem motyw snu, w którym bohaterowie się wynoszą, wyprowadzają. Dokąd? Nie wiadomo. 
       Przypuszczam, że większość widzów zastanawiałaby się, jak można żyć w głuchej dziczy, zrezygnować ze sklepów, szkoły dla dzieci, cywilizacyjnych udogodnień. Zastanawiano by się, kręcono by głowami z niedowierzaniem, lekceważąco pukano by w czoło. Słowem, pojawiłaby się dyskusja oceniająca z przewagą negacji. Znalazłoby się kilka powodów dla współczesnego "cywilizowanego" człowieka, aby sam fakt osiedlenia się poza XXI wiekiem całej rodziny z dziećmi uznać za naganny. Tylko dlaczego bywamy tak strasznie zachłyśnięci naszymi zdobyczami? Te dzieci na filmie bywają mają chwilami bardzo dojrzałe, poważne, spojrzenie. Pomagają przygotowywać jedzenie - rodzina przecież duża, od małego uczą się przetrwać w świecie dzikiej natury. Przypuszczam, że są bardziej samodzielne i odporne niż większość ich cywilizowanych rówieśników. Dorośli mężczyźni nie boją się nawet niedźwiedzi. Właściwie naturalnym wrogiem dla nich jest tylko drugi człowiek. Ten przylatujący ze sztucerem i noktowizorem za grube pieniądze i ten zza płotu sąsiad, który podobno ich tam sprowadził. Jak zauważył na początku filmu głowny bohater: "Najgroźniejszym zwierzęciem w tajdze jest człowiek". 

Film obejrzałam na ARTE.  
Clement Coditore ma 35 lat i poza reżyserią zajmuje się też fotografią i sztuką współczesną. Wraz z filmem ukazał się album z fotosami "Braguino - społeczność niemożliwa" (2017). Obecnie reżyseruje operę baletową Rameau "Les Indes galantes", która zostanie wystawiona we wrześniu 2019 roku w Opera National w Paryżu. 

6 komentarzy:

  1. Nie tylko w tajdze człowiek jest najgroźniejszym zwierzakiem...Jakoś nie umiemy współuczestniczyć w naturalnym środowisku...Nawet z osobnikami tego samego gatunku...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj właśnie coś takiego zaszło, tajga taka ogromna, a i tak wchodzą sobie w drogę

      Usuń
  2. Musiał to być bardzo dobry film.
    Podobnie jak Gordyjka uważam, że człowiek w każdych warunkach jest najgorszym i najprymitywniejszym zwierzakiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze dostępny na ARTE - zakładka do polskiej wersji ARTE jest na moim drugim blogu. Jak wpiszesz tam w wyszukiwarce tytuł, otworzy się.

      Usuń
  3. Jędrzej Morawiecki:Syberyjska sekta wissarionowców jako fenomen społeczno-religijny
    Podobna ucieczka, religia wydaje się jedynie pretekstem albo uzasadnieniem desperackiej decyzji.
    Piszesz o wyspie dzieci- czy one nie zatęsknią za cywilizacją jak zatęsknił za nią człowiek? Beda budować swój świat? Bez szczoteczki do zębów? Myślę, że nie ucieczka nigdy nie jest rozwiązaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rodzice uciekli, i nieraz czytam o ludziach z korporacji, którzy poorzucją pracę i wielkie miasto, osiedlają się gdzieś na wsi, w Bieszczadach. Czy traktować to jako ucieczkę czy po prostu dokonanie wyboru? A jeśli nawet ucieczka, to czy ucieczka przed czymś, co nas niszczy jest naganna czy to zwykły odruch samoobrony? Dlaczego nie pozwolic na takie wybory? I nie, o porzuceniu szcozteczki do zębów nie było tam mowy ;-)

      Usuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...