Format in folio, a więc sporawa księga, do której rozłożenia i czytania potrzeba solidnego biurka, zawiera 284 drzeworyty. Egzamplarz eksponowany na wystawie "Wizerunki ludzi piszących - autorzy i ich dzieła" w Muzeum Emeryka Hutten-Czapskiego w Krakowie otworzony był akurat na drzeworycie z postacią św. Łukasza Ewangelisty. Zgodnie z tradycją ikonograficzną po lewej stronie ryciny widzimy leżącego byczka. Na zasadzie kontrastu obok "Nowy Testament (...) z greckiego przetłumaczony", wydany przez Andrzeja Hunefelda w Gdańsku w 1633 roku - wielkości dwóch zapałniczek. To akurat wydanie ewangelickie, któremu patronował Krzysztof Radziwiłł, książę na Birżach i Dubinkach. Czyżby pierwszy przykład druków miniaturowych, poręczniejszych w korzystaniu podczas podróży? Podobnie malutkim formatem okazuje się podręcznik sztuki pisania listów "Liber utilissimus..." Erazma z Rotterdamu z 1629 roku. Chciałoby się wziąć książeczkę do kieszeni i pojechać w długą podróż.
Tematem przewodnim wystawy są portrety. Na rycinach widzimy autorów lub bohaterów eksponownaych dzieł. Przede wszystkim ludzi piszących, dlatego i ukazanych np. z piórem w ręce jak św. Augustyn. Jego pióro jednak dziwnie przypomina zaostrzony gwóźdź. Zdarzają się nawet pomyłki, np. fałszywy Jan Kochanowksi, gdy w rzeczywistości jest to portret Piotra Kochanowskiego. Kilka wizerunków jednej postaci pozwala na porównania. XVIII - wieczne profile Horacego w większości bardzo podobne, rzymski prosty nos, włosy krótkie. Wergiliusz na miedziorycie z 1796 roku również ukazany z profilu: nad czołem grzywka, włosy długimi lokami opadające na kark i plecy, prawie można go pomylić z kobietą, ale wieniec laurowy rozwiewa wątpliwości.
Dziwny Plutarch w arabskim zawoju na głowie - 1803 rok.
Z kolei Racine w typowo barokowej ogromnej peruce z długimi lokami. Siedemnastowieczny Seneka (1663) z bokobrodami i podbródkiem jako żywo przypomina Mickiewicza?! Samego Mickiewicza z najsłynniejszych wizerunków również możemy oglądać. Są portrety symboliczne, jak Hugona Grotiusa w medalionie, na którego dolnej krawędzi umieszczono czaszkę.
Wyjątkowym portretem okazuje się wizerunek Jana Heweliusza z 1673 roku. Został ukazany nie jako autor dzieła, ale uczony - znajduje się w swoim obserwatorium i właśnie dokonuje pomiarów ciał niebieskich. Ale nie to jest zdumiewające, lecz osoba stojąca obok - to żona Heweliusza, która pomaga mu w jego astronomicznych badaniach. Podobnie jak on, stoi przy urządzeniu i identycznie spogląda przez nie.
kobiety od zawsze, podobny przykład na podstawie "Pani Einstein".
OdpowiedzUsuńspożytkowałaś pięknie krakowski "wypad"
O pani Einstein czytałam już wiele lat temu, a tutaj mamy jeszcze wcześniejsze świadectwo. "Wypady" planuję drobiazgowo ;-)
UsuńTwoje wzruszenia są absolutnie zrozumiałe...;o)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńNiesamowite zaskoczenie...
OdpowiedzUsuńChociaż nie powinnam się temu wcale dziwić.
W sztuce prawie za wszystkimi wielkimi dziełami stały kobiety / w rzeżbie i w malarstwie/ o których nic się nie mówiło.
To dlaczego by nie w nauce???
I ja się wzruszyłam ...
Oczywiście, że w nauce też. Ten portret Heweliusza z żoną w ogóle świetny. I świadczy o samym uczonym, który wspólnie z żoną prowadzi badania.
OdpowiedzUsuńczy wiesz, kto malował Heweliusza?Tego Heweliusza, bo ulubionym portrecistą astronoma i browarnika był Andrzej Stech.
OdpowiedzUsuńZadałaś mi pracę domową, ale znalazłam. Rycina ta pochodzi z głownego dzieła Heweliusza "Machinae coelestis pars prior", Gdańsk 1673 r. do której ryciny - w sumie 30 - wykonał Izaak Saal - jak się dobrze przyjrzeć i powiększyć zdjęcie, na dole zobaczyć można podpis. I rzeczywiście, Saal wykonał ryciny na podstawie rysunków Adnrzeja Stecha.
OdpowiedzUsuń