Najpierw trzeba wytłumaczyć, co to znaczy bizarne. Notka na okładce podaje, że francuskie "bizarre" znaczy dziwne, ale też śmieszne i niezwykłe. Opowiadania stawiają więc pytania o poczucie dziwności, o to, czym dziwność jest i gdzie jest. Czy jest cechą świata, czy może nosimy ją w sobie? I gdyby na tym wyjaśnieniu poprzestać, książkę można by polecać jako zbiór współczesnych baśni w typie Andersena. Nie ma co prawda księżniczek, nie ma magicznych stolików, grzebyków, nie ma latających dywanów. Ale są dziwne przypadki bohaterów, którym przytrafiają się niewytłumaczalne zdarzenia. Niewytłumaczalne w sposób racjonalny. Pozornie niewytłumaczalny, no może z wyjątkiem Zielonych Dzieci, bo ta historia zahacza z jednej strony o jakieś XVII-wieczne fantasy, z drugiej nawiązuje do toposu utopii, a z trzeciej wykorzystuje motyw flecisty z Hameln, który wyprowadza wszystkie dzieci z miasta. Tutaj zamiast grajka mamy Zieloną Dziewczynkę, która swoimi opowieściami o szczęśliwej krainie Zielonych Ludzi mieszkających poza cywilizacją wzbudza fascynację i pewnego dnia znika wraz ze wszystkimi dziećmi z okolicy. Więc baśniowość jak najbardziej, ale bardziej w rodzaju braci Grimm niż Andersena. Baśniowość podszyta grozą, momentami przerażająca.
Bo są to baśnie dla dorosłych. W dodatku baśnie cywilizacyjne, opowiadajace na przykład o dziwnych przypadkach człowieka, któremu przeszczepiono serce i pojawia się w nim, w jego umyśle jakieś nowe "chcę", czyjeś inne, może tej anonimowej osoby, której serce nosi. Idzie za tym "chcę" wyruszając w podróż do Chin, usiłuje dotrzeć do źródła. Na granicy technologii przyszłości, a dokładniej genetyki i klonowania człowieka rozgrywa się opowiadanie "Góra Wszystkich Świętych". Prawie klasyczne science fiction w opowiadaniu ostatnim "Kalendarz ludzkich świąt" wprowadza czytelnika w daleką przyszłość za jakieś trzysta lat. Już dzisiaj przeczytać można w różnych doniesieniach o próbach wyhodowania bakterii, które będą sie żywiły plastikiem. Nauka musi przyjść z pomocą, jeśli chcemy przetrwać i uratować planetę. Akcja opowiadania rozgrywa się w rzeczywistości, w której udało się skutecznie taką bakterię wyhodować, ale rozmnożyła się ona tak bardzo, że z całej kuli ziemskiej plastik zniknął i ludzkość wróciła do epoki żelaza. Sedno jednak leży gdzie indziej, w potwornym obyczaju, dzięki któremu ów świat utrzymuje się w ryzach, a życie w określonych ramach kultury. Potrzebna jest do tego istota z innego świata, którą ludzkość bezpardonowo wykorzystuje do ustalenia i utrzymywania porządku codziennego życia - kalendarza.
Chociaż tego typu pomysły można uznać za fantastykę, nie wiem czy tak naprawdę są aż tak nierealne. W 1996 roku sklonowano owcę Dolly, a dziś prowadzi się eksperymenty genetyczne na ludziach. Klonowanie ludzi jest jak najbardziej w zasięgu ręki współczesnej technologii, a jutro być może stanie się rzeczywistością. Przed pójściem na całość powstrzymują niektórych jeszcze względy etyczne. Pytanie: jak długo? Na razie mamy rozwijający się trend daleko posuniętych modyfikacji ciała. Nie, nie chodzi o zwykłą medycynę estetyczną, ale o poważną ingerencję, dzięki której człowiek upodabnia się do... czasami do zwierzęcia, a czasmi do nikogo. Pokrywanie całego ciała tatuażami, wypychnaie silikonem piersi i pośladków, wycinanie żeber to za mało dla poszukiwaczy wrażeń, którzy rozcinają sobie język, żeby przypominał taki, jakie mają węże, implantują na czole rogi i obwarzanki, przekłuwają na wylot nogi i noszą w niej metalowe pręty dla ozdoby, wszczepiają poniżej wargi kółeczko, przez które widać ich zęby nawet, gdy mają zamknięte usta, modyfikują uszy, żeby przypominały kocie, psie lub królicze. To tylko niektóre, wcale nie najbardziej ekstremalne pomysły, toteż wcale nie wydaje się niemożliwe, że kiedyś ludzie zechcą całkowicie przeobrażać się w zwierzęta. Robi to bohaterka opowiadania "Transfugium", w którym funkcjonuje po prostu specjalistyczna klinika do tego celu założona.
Czy opowieści Olgi Tokarczuk są dziwne? Kilkanaście lat temu redakcja "Nowej Fantastyki" ogłosiła konkurs na najbardziej przerażajace opowiadanie. Tekst, który został nagrodzony pierwszym miejscem moim zdaniem absolutnie straszny nie był. Był prymitywnie groteskowy, a nie przerażąjący. Natomiast opowiadania Tokarczuk jak najbardziej są przerażające. Nie grozą opisów, dialogów, scenerii, lecz poprzez uświadomienie, że cała groza świata jest wynikiem działań i postępowania człowieka. Absurd splotu wydarzeń w "Prawdziwej historii" jak z "Procesu" Kafki wzbudza grozę bezradnością bohatera stopniowo wtrącanego w coraz bardziej niewiarygodną i beznadziejną sytuację, niewidoczne sieci inwigilacji społeczeństwa w "Kalendarzu ludzkich świąt" momentami przypominały mi obrazy totalitarnego świata z "Roku 1984" Orwella, a skojarzenia te nie mają absolutnie na celu negatywnej oceny opowiadań Tokarczuk, pokazują tylko, że wciąż jesteśmy na tym samym etapie, wciąż grożą nam jako ludzkości, te same wynaturzenia.
Układ opowiadań wydaje mi się nieprzypadkowy. Zaczyna się "niewinnie" od groteski, jakiej Mrożek by się nie powstydził. Można nawet się uśmiechnąć mimo tragicznego końca głównego bohatera. Stopniowo kolejne opowiadania wprowadzają wyższe stopnie grozy a śmiech zamiera, bo naprawdę nie ma się z czego śmiać. I chyba rzeczywiście ostatnie jest najbardziej przerażające. Człowiek jest straszny po prostu.
Nie każdemu polecam ;-)
mam, jak wszystko Tokarczuk, czytałam, ale mnie fascynowała kompozycja, zderzenie języka z materią narracji i takie tam. Bardzo Ci dziękuję za recenzję.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, do czego prowadzi narracja? W każdym opowiadaniu została wykorzystana inna, w innej konwencji, tak to widzę: "Zielone dzeici" to baśń typu fantasy w formie XVII-wiecznej relajci z podrózy, "Przetwory" to Mrożkowa groteska ukryta w zwyczajności, "Transfugium" to fantasy technologiczne, "Prawdziwa historia" jest jak Kafkowska parabola, "Kalendarz ludzkich świąt" porównałabym z "Nowym wspaniałym światem" Huxleya; każde opowiadanie to inny typ narracji, ale dotykają wspólnego wątku grozy będącej wytowerm ludzkich działań.
UsuńNo właśnie...
OdpowiedzUsuńTo może nie czytać bo potem będzie mi się śniło że mi ktoś rozcina język.
To znaczy zacząć zawsze można... najwyżej nie doczytam do końca...
Rozcinanie języka nie występuje w opowiadaniu, to moje przykłady dla zilustrowania problematyki, przykłady wzięte z naszego świata, naszej rzeczywistości, z internetu i telewziji. Specjalnie unikałam - gdzie się dało - podawania zdarzeń z treści, żeby nie spoilerować ;-)
UsuńRaczej nie sięgnę po tę lekturę.
OdpowiedzUsuńMoże nie dla każdego, ale wiesz, jedno czy dwa opowiadnaia możesz przeczytać, na przykład "Przetwory" i "Zielone Dzieci", spokojnie dasz radę :-) Całość rzeczywiście bywa mroczna, ale skłania do refleksji nad istotą człowieczeństwa.
Usuń"Wolna wola" totalnie zeszła na manowce...;o)
OdpowiedzUsuńBa, czy pogoń za czymkolwiek (modą, popularnością, zachciankami.....) to jeszcze wolna wola?
Usuń