poniedziałek, 4 czerwca 2018

Z archiwum drewnianej szafy

       W moim domowym archiwum mam stare numery "Literatury na świecie". Kiedyś, gdy rynek księgarski nie był tak jak dziś zawalony błyszczącymi okładkami krzykliwych tytułów, a poważne wydawnictwa wydawały poważne książki z opóźnieniem, był to miesięcznik, w którym zapoznawałam się z tym, co się pisze  na świecie. Kiedy nie było jeszcze Internetu w "Literaturze na świecie" czytałam Jaroslava Seiferta i Wole Soyinkę zanim dostali Nagrody Nobla. Miesięcznik miał format kieszonkowy, lecz pokaźnej grubości, właściwie wyglądał jak mała książeczka. Każdy numer miał temat przewodni, a to literatura koreańska, a to Octavio Paz (z nim też po raz pierwszy zetknęłam się właśnie na łamach tego miesięcznika), a to Miłosz, a to dzieje herezji i tekstów z tym związanych. Po latach stwierdziłam, że już niewiele pamiętam z tamtych lektur. A są poukładane na jednej z półek w głębokiej szafie, nie, nie pancernej, drewnianej ;-) I sięgnęłam po kilka numerów. Odkrywam na nowo dawno odkryte ;-) No cóż, taki los książek? Pisarzy? Czytelnika? 
       Akurat otworzyłam numer z marca 1991 roku poświęcony literaturze słowackiej, choć nie tylko. Na samym początku wiersze - sonety! - Hviezdoslava, czyli Pavola Orszagha (1849 - 1921). I przejmujący esej o nim Józefa Waczkówa zatytułowany "Prometeusz z Tatr". Czytam jakby po raz pierwszy, choć sam Hviezdoslav gdzieś się tam o ściany pamięci obijał. Ze względu na rolę w literaturze słowackiej porównywany przez autora z naszym Adamem Mickiewiczem życie miał dramatyczne i przejmująco smutne na tle degradacji słowackiej literatury w ogóle. Gigantyczny dorobek przypominać może dokonania Victora Hugo, lecz nie dane mu było zyskać podobnej sławy i odegrać podobną rolę. W egzaltowanych z punktu widzenia dzisiejszej estetyki wierszach przypomina mi nieco Kasprowicza. Ale też dramat duszy rozgrywający się w ukryciu, niewypowiedziany na głos, wyzwalał równie silne emocje. W wieku trzydziestu lat zaszył się w prowincjonalnym Namestovie prowadząc działalność adwokacką, jednocześnie pisząc i rozprawiając się ze zmorami współczesności. Waczków pięknie pisze, że w epoce, kiedy Słowacy nie mieli w zasadzie duchowej stolicy literatury, on sam stał się dla siebie centrum kultury i narodowego ducha. Jego Namestovo jak Weimar Goethego stał się literackim centrum ze względu na swojego mieszkańca.
       W tym samym numerze "Literatury na świecie" znajduję przejmujące świadectwo życia pisarza skazanego przez władze na zapomnienie za życia - Dominika Tatarki (1913 - 1989). Był pierwszym słowackim pisarzem, który podpisał Kartę 77. Od tego czasu został urzędowo całkowicie usunięty ze słowackiej literatury: jego twórczość objęto całkowitym zakazem druku, nie wolno było nawet wspominać jego nazwiska w żadnej pracy, a książki wycofano ze wszystkich bibliotek w kraju! Z fragmentu wspomnień Bernarda Noëla wyłania się postać człowieka pogrążonego w dziesięcioletniej samotniczej depresji. Stopniowo tracił przyjaciół, znajomych, jego korespondencja była cenzurowana, a często w ogóle nie docierała, lądując w archiwach czechosłowackiej bezpieki, telefon na podsłuchu, zrywane połączenia lub głuche telefony, regularne wezwania na przesłuchania, utrata kontaktów z zagranicznymi ośrodkami (Tatarka studiował między innymi na Sorbonie): "Chodzą za mną wszędzie - powiedział. Nie ma miejsca, gdzie mógłbym się schronić. nagle dzwoni telefon, i nikt się nie odzywa. Wychodzę się przejść, a tu robią mi znienacka zdjęcia. Wolę już więc nie wychodzić. Z kolei w domu nie czuję się u siebie: jestem odcięty". Z reportażu wyłania się postać człowieka permanentnie inwigilowanego i całkowicie osamotnionego. 
       Czy dzisiaj, kiedy można napisać i wydrukować wszystko, nawet największą bzdurę i największy bełkot, współcześni pisarze zdają sobie sprawę, w jak luksusowych warunkach przyszło im żyć i tworzyć? 

5 komentarzy:

  1. W Bratysławie na jednym z głównych placów jest pomnik Hvezdoslava. Słowacki przewodnik opowiadał nam, że to największy słowacki poeta. Jego wierszy uczą się dzieci w szkołach. I jest bardzo ceniony.
    To tylko takie wspomnienie sprzed dwóch lat gdy byłam w Bratysławie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro jego rola w literaturze słowackiej jest podobna do naszego Mickiewicza, nic dziwnego, ze stawiają mu pomniki. A wiesz, myślałam, że Cię zainteresuje wpis poprzedni, o Kołakowskim ;-)

      Usuń
    2. To lecę do Kołakowskiego!!!

      Usuń
  2. Ani nie mają pojęcia, ani ich to nie interesuje...;o)

    OdpowiedzUsuń

Zmiany

    Kończę pisanie na tym blogu. Prowadzenie równoległych blogów jest wyczerpujące. Zwłaszcza, że tematyka - szeroko pojęta kultura - jest p...