Zbiór "Listów" Boya pozostawia niedosyt. Zebrano wszystkie listy, które udało się odnaleźć, ale wiele zaginęło. Na szczęście i te zachowane, zebrane, odnalezione, przechowane przez adresatów, są lekturą ciekawą, dostarczają niezwykłych informacji, ujawniają oryginalne rysy osobowości Tadeusza Żeleńskiego Boya. Z biegiem lat zmienia się odautorska perspektywa, zanika osobisty emocjonalny ton, pojawia się więcej akcentów społecznych, organizacyjnych, informacji o zmaganiach wydawniczo-finansowych.
Napięty do granic ludzkiej możliwości terminaż tłumaczeń, wydań, korekt, wyjazdów z odczytami daje się we znaki, powodując chroniczny brak czasu i narastające zmęczenie. "Na razie łeb ma spuchnięty od roboty - cieszę się na odpoczynek w grobie" - pisze w maju 1928 - i dodaje żartobliwie: "Wolałbym w Krynicy". Natłok zadań wydawniczych i twórczych sprawił, że z czasem Boy zrezygnował z osobistego organizowania wyjazdów na odczyty, dochodząc do wniosku, że "to jest skomplikowana rzecz tournee odczytowe: a sam nie miałem pojęcia; kombinowanie miast w związku z sobą, a w zależności od dat i od tego, jak gdzie jest sala wolna; przekonałem się, że jedyna rzecz to odda się w ręce "handlarza żywym towarem" i dać się po prostu wozić jak paczkę".
Musiał też pojawić się wątek "zwalczania" Boya w prasie, zmasowanego ataku prowadzonego przez krytyków, recenzentów i publicystów. Czasami, w ostateczności, Boy reaguje, odpowiada, zamieszcza sprostowania. Słynne polemiki o "odbrązawianie" Mickiewicza odbijają się echem w korespondencji. Dotknięty do żywego szerzonymi nieścisłościami, przeinaczaniem jego myśli, odpowiada celnie, dowcipnie, nawet złośliwie. "Nie wiem, czy kto oprócz pana Lechonia doczyta się podobnie płaskiej bredni w kartach mojej przedmowy" - pisze do redakcji "Pamiętnika Warszawskiego", a to i tak dosyć kurtuazyjne sprostowanie. W liście do "Wiadomości Literackich" obszerniej i dosadniej zwalczał błędną informację podaną przez czasopismo "Prosto z mostu" jakoby to on, Boy, zgłosił kandydaturę Andrzejewskiego do nagrody młodych PAL. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Boya na zebraniu, gdy głosowano nad nagrodą, nie było w ogóle, bo był chory. Boy kończy swoje sprostowanie ironicznym komentarzem, że stosunek tygodnika "Prosto z mostu" "do prawdy jest raczej chłodny".
Kilkoro wiernych przyjaciół martwiło się atakami, a wręcz nagonką na Boya tak za bezceremonialne podejście do narodowych mitów, jak i za jego działalność na rzecz kobiet, za propagowanie świadomego macierzyństwa, zakładanie poradni dla kobiet. Należała do tego grona Helena Staniewska z Kalisza, do której wiele listów zostało zamieszczonych w całym zbiorze. Żeleński uspokaja w nich adresatkę, że niezbyt przejmuje się całym zamieszaniem i krytyką. W podobny, aczkolwiek o wiele bardziej złośliwy i ironiczny sposób odpowiada Izabeli Moszczeńskiej, która zaatakowała go za recenzję sztuki Gabrieli Zapolskiej "Tamten". W odpowiedzi Boy pisze między innymi: "nie przejmuję się zbytnio obelgami. Przeciwnie, kiedy dłuższy czas upłynie, a nic na mnie nie spadnie, zaczynam się niepokoić, że się już zużyłem, że staję się narodowi niepotrzebny". Kiedy zaś Żeleński został przyjęty do Polskiej Akademii Umiejętności, pisze o sobie tak: "Dla mnie zmieniło się jedno to, że przedtem byłem wymyślany indywidualnie, a teraz także jako "Akademia".
Osobną kategorię stanowią listy do Jakuba Wojciechowskiego, człowieka bez literackiego wykształcenia, który zabłysnął autobiograficznym "Życiorysem własnym robotnika", za który otrzymał nagrodę w konkursie Polskiego Instytutu Socjologicznego. Boy żywo interesował się jego losem, wspierał finansowo, zachęcał do pisania, posyłał mu książki, zabiegał o publikację opowiadań Wojciechowskiego w różnych czasopismach. Z odpowiedzi Boya wynika, że Wojciechowski czytał przesyłane mu książki, a uzbierał ich z czasem pokaźną bibliotekę, dzieląc się uwagami na ich temat. Przydaje to dodatkowy rys osobowości Boya jako promotora twórczości chłopskiej.
Na marginesie wielkich bojów o prawdę literatury i prawdę życia pojawiają się w listach doprawdy niespodziewane smaczki i ciekawostki. Podczas dwumiesięcznego pobytu we Francji w 1928 r. mieszkał w Paryżu "bardzo klasycznie - jak pisał - bo Hotel Moliere, rue Moliere". Z obszernego listu do redakcji "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" dowiadujemy się, że do jednego z obrazów "Macierzyństwo" Wyspiańskiego pozowała żona Boya, Zofia Żeleńska, z domu Pareńska, wraz z trzymiesięcznym wówczas ich synkiem Stanisławem. Obraz ten cały czas znajdował się w posiadaniu Żeleńskich. Stąd, gdy ktoś inny nadesłał taki sam obraz na wystawę do Zachęty, okazało się, że istnieje falsyfikat bardzo wiernie podrobiony.
Do szeregu polemicznych bojów toczonych w imię prawdy i rozsądku należy dodać jeszcze jeden temat: walkę o sensowne i logiczne stosowanie przecinków. Boy zżymał się, gdy mu w jego tekstach jakaś niezbyt rozgarnięta korekta poprawiała przecinki i zawsze interweniował, żeby ich nie ruszano. A kiedyś wyłapał pewien przecinkowy nonsens w artkule w "Wiadomościach Literackich": "W ustępie, który wylicza kochanków księżnej Radziwiłłowej, czytamy: "Kolejno względami jej cieszyli się między innymi car Aleksander, Orłow, Czernyszew, piękny jak młody bóg pogański, Artur Potocki, wreszcie głośny z sukcesów miłosnych adiutant". Zapytuję, jak przy tym sposobie przecinkowania zgadnąć, k t o b y ł p i ę k n y j a k m ł o d y b ó g p o g a ń s k i: Czernyszew czy Artur Potocki?"
Przyznaję, że ja też tego nie wiem.
Niesamowicie ciekawe te listy Boya...
OdpowiedzUsuńListy, tak, bardzo ciekawe, ale jakaż fascynująca osobowość! Najbardziej podobają mi się reakcje Boya na krytykę i przyznam, że go za to podziwiam. Może służyć za wzór także w dzisiejszych polemikach, choćby literackich
OdpowiedzUsuńMistrz to Mistrz, nie ma co dyskutować...;o)
OdpowiedzUsuńO tak, czytajmy Mistrzów!
OdpowiedzUsuń