Felietony i eseje George`a Orwella z lat 30. i 40. publikowane w ówczesnej angielskiej prasie to istny wachlarz tematów. Od życia włóczęgów i bezdomnych, przez dramatyczną relację z pobytu we francuskim szpitalu, opinie na tematy polityczne, po jakże trafną diagnozę współczesnego sportu, zdewaluowania idei Igrzysk Olimpijskich oraz satyryczny wizerunek literackiego krytyka. Czyta się świetnie. Orwell ma pióro lekkie, pisze z polotem, językiem nasyconym rzeczową dosadnością, przy tym nierzadko prezentuje słowną zabawę, żart, ironię. Bywa też bardzo serio w tonie, jak w liście pt. "Szesnastu Polaków przed sądem moskiewskim", napisanym do redakcji "Tribune", a który ostatecznie nie został opublikowany, ponieważ ponoć redakcja zmieniła swoje stanowisko w opisywanej wówczas na łamach gazet i szeroko komentowanej sprawie politycznej o międzynarodowym zasięgu.
W kwestiach politycznych zresztą Orwell wypowiada się wielokrotnie, wykorzystując np. swój udział w wojnie domowej w Hiszpanii, krytykując postawę europejskich elit politycznych wobec reżimu stalinowskiego czy kreśląc prognozę stworzenia Socjalistycznych Stanów Zjednoczonych Europy, mając zresztą świadomość, że wizja ta jest zgoła utopijna. Niemniej Orwell w większości tekstów zajmuje stanowisko liberalnego socjalisty, z czym się bynajmniej nie kryje i z tego punktu widzenia ocenia wydarzenia, procesy społeczne i politykę ówczesnych elit. Nawet nie podzielając jego poglądów, nie da się nie dostrzec, że był wnikliwym obserwatorem burzliwej sceny polityczno-społecznej ówczesnej Europy. Mam wrażenie, że dostrzegał zjawiska, które z czasem się nasiliły, jednakże dzisiaj się ma odważnych, by o nich mówili.
Omawiając na przykład zjawisko faszyzmu, Orwell zauważa, że wbrew stereotypom nie każdy rodzaj faszyzmu jest antysemicki, choć przywykło się tak sądzić. Rozważając możliwości umocnienia się systemu socjalistycznego na różnych kontynentach, autor za jedną z przeszkód uznaje zjawisko, że "wszystkie ruchy ludów kolorowych są obecnie zabarwione mistycyzmem rasowym". Obawiam się, że gdyby dzisiaj ktoś tak napisał, rozpętałaby się burza krytyki i potępienia skierowana przeciw autorowi. Orwellowskie diagnozy dotyczące z kolei sportu, zwłaszcza w kontekście rozgrywek międzynarodowych, prowadzą do krótkiej definicji, że sport "jest to wojna minus strzelanie", gdyż "przybrał postać działalności na wielką skalę, wspieranej potężnymi funduszami, zdolnej przyciągnąć ogromne tłumy i budzić barbarzyńskie emocje". Genezę tego zjawiska Orwell upatruje w "idiotycznym zwyczaju identyfikowania się z wielkimi strukturami siły i postrzeganiu wszystkiego w kategoriach prestiżu połączonego ze współzawodnictwem". Opinia Orwella znajduje potwierdzenie jeszcze bardziej właśnie w czasach współczesnych, gdy bezpośrednie transmisje na cały świat generują zwielokrotniony odbiór i emanację silnych emocji wynikających z identyfikowania się z własną drużyną. Za absurdalne uznać należy zjawisko, "wysyłania drużyny złożonej z jedenastu zawodników nazywanych mistrzami kraju, by walczyła z inną drużyną", czemu towarzyszy "ogólne przekonanie, iż naród, którego drużyna przegra - "traci twarz". Niestety, współczesne negatywne zjawiska towarzyszące wszelkim rozgrywkom tego typu tylko potwierdzają stanowisko wyrażone przez Orwella 75 lat temu.
Jeśli zaś chcemy oderwać się nieco od przygnębiających prognoz i diagnoz, możemy z przyjemnością i wręcz rozkoszną satysfakcją zanurzyć się w zabawne rozważania o angielskiej kuchni lub autorskim przepisie na parzenie prawdziwie angielskiej herbaty. Przepis Orwella składa się z jedenastu absolutnie niezbędnych punktów i po jego lekturze nabiera się ochoty na jego wypróbowanie. Punkt pierwszy: kupić herbatę indyjską lub cejlońską, według Orwella inne nie dadzą oczekiwanego efektu. A więc idę do sklepu.
super
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę, książka super i herbata także
OdpowiedzUsuńOd chwili napisania tego tekstu i umieszczenia go na blogu byłaś już pewnie w sklepie kilka razy i ... wiele herbat wypiłaś.
OdpowiedzUsuńA ja dopiero teraz przeczytałam tekst o tym jakim geniuszem był Orwell...
Dziękuję Ci.
Herbatę parzyłam, ale przez tych 11 punktów nie przebrnęłam ;-)
OdpowiedzUsuńPrzerażające jakim był "wizjonerem"...;o)
OdpowiedzUsuńTakie umysły wzbudzają podziw; zawsze się zastanawiam, skąd się takie biorą...
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę wpaść do biblioteki a następnie do sklepu. Pozdrawiam Notario. 🙂.
OdpowiedzUsuńNo i proszę jaka jest siła dobrej literatury...
OdpowiedzUsuń