Powieść powinna nosić tytuł "Pojedynek", ale Joseph Conrad był pierwszy i byłby to plagiat. Więc
Eustachy Rylski zatytułował swoją "Warunek". Oczywiście w trakcie rozwoju akcji zostaje on uzasadniony, ale mimo wszystko niezbyt przekonująco. W każdym razie pojedynek toczy się niemal od pierwszych stron, gdy dwaj protagoniści zrządzeniem losu spotykają się w podmoskiewskiej rezydencji książąt Rohatyńskich. Nie ma absolutnie nic, co mogłoby łączyć hrabiego Andrzeja Rangułta, napoleońskiego szwoleżera, legendę cesarskich wojen oraz Semena Hoszowskiego, porucznika z kwatery wodza naczelnego, z ducha pacyfistę i sceptyka, tęskniącego za biblioteką z młodzieńczych wspomnień. Różni ich wszystko: pochodzenie, charakter, usposobienie, stosunek do wojny i cesarza, nawet marzenia. W zasadzie nigdy nie powinni się byli spotkać. Ale właśnie, los ich zetknął i pozostali nierozłączni na śmierć i życie. Badziej na śmierć niż życie. Jeden drugiego nienawidził, jeden drugim gradził, jeden drugiego by mógł zastrzelić mierząc prosto w oczy, a jednak jeden drugiego ratuje przed egzekucją. Najpierw Hoszowski ratuje Rangułta, któremu grozi pluton egzekucyjny za kradzież sztabowych pieniędzy, a potem Rangułt ratuje Hoszowskiego wieszanego na świerku przez dawnych kompanów i podwładnych - nomen omen - Rangułta. Inny adekwatny tytuł mógłby brzmieć "Fatalizm". Zaiste coś fatalistycznego jest w losach dwóch napoleońskich oficerów, którzy zapewne w innych okolicznościcach nigdy by się nie spotkali, a jeśli nawet, to nie przeszliby razem nawet kroku. Tutaj wędrują razem przez całą zimę spod Moskwy aż do litewskiej siedziby hrabiego Rangułta. Uciekli śmierci z mrozu, z głodu i ścigani za dezercję. Nie mogli natomiast uciec od siebie. Mimo to nie stali się sobie bliscy, nie zostali przyjaciółmi. Oto fatalizm losu wiążącego nierozerwalnym węzłem życia osoby, które nie mają ze sobą nic, absolutnie nic wspólnego poza przebytą drogą. "Ty mi uratowałeś życie, ja tobie. Jesteśmy kwita" - podsumowuje Rangułt. Hoszowski może by się i spierał, lecz nawet nie bardzo może, ponieważ Rangułt umiera. Umiera całkiem zwyczajną śmiercią: chory na gruźlicę przeziębił się i już z tego nie wyszedł cało. Więc nawet nie bardzo można kontynuować jakiegokolwiek sporu czy pojedynku, od którego wszystko się zaczęło, a nie został dokończony. Pojedynku, który wciąż ktoś przerywa, pojedynku, w którym nieoddany strzał jest to wygrywany, to przegrywany w karty. Cała heca z pojedynkiem byłaby nawet groteskowo zabawna, gdyby nie była tak tragiczna. Ułańska fantazja co rusz wystawiana jest na szwank, tracąc całą romantyczną aurę utrwaloną w literaturze i kulturze. Nic z niej nie zostało. Odwaga podszyta desperacją, wojenny fart zależny od usłużnie podstawionych towarzyszy, legenda możliwa tylko z przemilczeniem rzeczy wstydliwych. Po śmierci Rangułta Hoszowski mianuje się strażnikiem jego legendy, strażnikiem pamięci. Czy uda mu się odzyskać dla niego dobre imię, nie wiadomo, rzecz się urywa. Pisarz nie doprowadza wątku do końca. Po prawdzie, wcale mnie to nie interesuje. Cóż bowiem po odzyskanej legendzie, gdy upadł mit?
czyli jak? czytać? bo jakoś entuzjazmu nie czuję
OdpowiedzUsuńDla narracji - warto. Powieść napisana świetnie, niby sensacyjna, ale jednak gorzko, refleksyjnie, fatalistycznie (!). Co by nie powiedzieć, "Warunek" był nominowany do Nike. Na tle współczesnej mizerii literackiej, na tle niedostatków literackiej fabuły, można posmakować Rylskiego. To pierwsza pwoieść tego pisarza, którą przeczytałam, choć samo nazwisko nie jest mi obce, ale jakoś nie "zeszły się" nasze drogi ;-) Ktoś napisał, że duch tej powieści jest z dostojewszczyzny. Może... nie wiem, dla mnie jest strasznie gorzka. No ale Dostojewski też optymizmem nie zarażał ;-)
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiałam nad Twoją recenzją....
OdpowiedzUsuńAle widać, że JEDNAK czytać.
Zapisuję i odkładam na kupkę na kiedyś .Jak będzie w najbliższej bibliotece.
Oj, Baby! Żartujecie sobie ze mnie! Oczekujecie egzaltacji ;-) Czy ja się muszę zachwycać każdą przecyztaną książką? Przecież w sumie nie odradzam czytania, starałam się wyrażać w miarę obiektywnie, bez emocji. Dzieło nie musi zresztą zachwycać, żeby być warte przeczytania.
OdpowiedzUsuńbaby? Jak czytam u ciebie entuzjazm, to kupuję. No to kupię.
OdpowiedzUsuńWiem i aż się boję! Dlatego czuję presję, staram się powściągać emocje, chociaż tak to wygląda, że się entuzjazmuję, ale to nie zawsze tak jest. Lubię książki, które są wyzwaniem intelektualnym i estetycznym, entuzjazm zostawiam dla muzyki, dla tańca :-)) Teraz jestem w stanie zachwycenia, owszem, ale pewnym tancerzem ;-)
OdpowiedzUsuńTo ja dla równowagi: nie kupię i nie przeczytam...;o) Dostojewszczyzna mnie dołuje...;o)
OdpowiedzUsuńFakt, jest dołująca, a w zamyśle autora nie miała taka być. Nie znam intencji Rylskiego, pewnie po prostu pisze dobre powieści i to wszystko ;-)
OdpowiedzUsuń