

Stanisław Vincenz, urodzony w Słobodzie Rungurskiej niedaleko Kołomyi, opuścił rodzinną krainę na zawsze w 1940 roku, kiedy po raz drugi i już ostatecznie wyruszył z rodziną na Węgry. Wcześniej zaś zaaresztowany przez Sowietów spędził parę miesięcy w stanisławowskim więzieniu. Po wojnie w 1946 roku Vincenzowie wyemigrowali najpierw do Niemiec, aby ostatecznie osiąść we Francji. Stanisław Vincenz został obywatelem Europy, jednkaże na zawsze pozostał tamtym dawnym piewcą Huculszczyzny. Będąc wiecznym wędrowcem, homo viator, jednocześnie pozostał Odyseuszem wiernym swojej ojczyźnie. A mimo to, jak pisał Czesław Miłosz: "Znikąd nie był wygnany. żaden anioł nie stał za nim w bramie z obwieszczeniem, że musimy wybrać albo zupełną bierność, albo ścigać Erę jak psy metalowego zająca. Dookoła rozpościerała się ziemia, dostateczna, bo wyposażona we wszystko, co nam jest potrzebne do codziennego podziwu" (Cz. Miłosz, "La Combe", 1958). Józef Wittlin zaś pisał w liście do Vincenza: "Myślę, że gdyby Pan, Stempowski, Czapski i jszcze paru takich ludzi było skupionych w jednym miejscu, w którym i mnie wolno byłoby przebywać, założylibyśmy wspólnie nowy naród, o zabarwieniu huculsko-chasydzkim, bo z istniejącymi już narodami jakoś trudno jest wytrzymać".
Oddajmy głos samemu Vincenzowi: "Pieśń moja podobna Czeremoszowi, zbiera wszystkie rzeczki, strumienie, potoki i strugi z całej Wierchowiny. A choć płyniemy tu we własnym łożysku Czeremoszowym, choć rzeka przeważa nad każdym dopływem, żadnego się nie wypiera, bo wyschłaby prawie. Nadaje falom swoją barwę, glebę swoją im daje, wpólną głębię, wspólną moc".
Jeżeli zaś potoki, strumienie, rzeczki fale to... przecież i muzyka, muzyczne motywy, instrumenty, kapele huculskie, które dr Jakub Żmidziński z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu omawia w monograficznej pracy "Fłojera grała pierwsza. Muzyka w "Na wysokiej połoninie" Stanisława Vincenza a muzyka huculska": "Instrumenty u Vincenza, zgodnie z huculską tradycją, mają magiczną moc, szczególnie zaś wydobyte są aspekty mistyczne wydawanych przez nie dźwięków". Dlatego też skazany na śmierć huculski opryszek, wystrugawszy w noc przed egzekucją piszczałkę, na której zaczął wygrywać ostatnią tęskną pieśń, tak wzruszył sędziów, że został uwolniony - wymknął się śmierci niemal jak Orfeusz.
Wystawie towarzyszą zdjęcia Lidii Ciprianiego (1892 - 1962), włoskiego etnologa, który na zaproszenie Stanisława Vincenza przemierzył Karpaty Wschodnie rejestrując pejzaże i ludzi, wśród których żył Vincenz. Na fotografiach widzimy wspaniałe, majestatyczne i niemal mistyczne krajobrazy, etnograficzny zapis strojów, obyczajów, ale też samego Vincenza, jego przyjaciół i sąsiadów. Obok zdjęć znajdują się cytaty z dzieł Vincenza, wspomnienia o nim, jak choćby Miłosza, którym towarzyszy omówienie kolejnych etapów życia bohatera wystawy. Jeśli czegoś brakuje, to delikatnej muzyki huculskiej płynącej skądś, z zakamarków ścian. Podczas wykładu dr Choroszy uzupełnił ten brak nagraniami głosu Stanisława Vincenza, czytającego wiersze i tajemnicze opowieści z Wierchowiny.
Wystawa "Dialog o losie i duszy. Stanisław Vincenz (1888 - 1971)". Centrum Kultury w Lublinie. Galeria OKNA Miejskiej Biblioteki Publicznej. 14 marca - 24 kwietnia 2019.